TO MÓJ PROBLEM I PEWNIE NIE TYLKO MÓJ. SĄDZĘ, ŻE NA TYM FORUM JEST WIECEJ LUDZI O PODOBNYCH DYLEMATACH. CHOĆ W PEWNYCH KWESTIACH. MOŻE KOMUS ZECHCE SIE POSWIECIC CHWILE I TO PRZECZYTAC. WIEM, ZE JESLI GDZIEKOLWIEK W SIECI MOGŁOBY SIE ZDARZYĆ ZE OBCA OSOBA NAPISZE COS TAKIEGO CO WPLYNIE NA MOJE DECYZJE TO TYLKO TUTAJ.
Co znaczy zmarnowane życie? No właśnie. W zależności od tego co uważamy za cel życia i od tego czego oczekujemy po śmierci zależy zwykle co uważamy za spełnienie. Czy nasza filozofia jednak zbyt często nie usprawiedliwia błędów? Braku zaangażowania?
TYPOWE FORMUŁY :
Nic nie dzieje się przypadkiem. To lekcja, karma, trzeba być ponad tym- widać musisz to przecierpieć. Tak miało być. Nie wolno przywiazywac się do ludzi tak by nie móc w kazdej chwili odejść. Jednym słowem nie rób nic, bierz zycie takim jakie jest i ciesz się z tego co masz. Nawet jesli nie masz absolutnie nic.
Przedstawię tu dwie, krótkie historie losów. Może ktoś będzie miał swoją odpowiedz na pytanie ukryte w tym co napisałam. To moje myślenie przeciwstawione myśleniu pewnej orginalnej kobiety.
Moja historia
Zaczęłam jako dziecko wyjątkowo uzdolnione, inteligentne, rezolutne....według ludzi wokół. Rodzice wychowywali mnie w przeswiadczeniu, że będę kimś wielkim. Jezdziłam po calym swiecie, kochałam taniec zabawę. Mieszkalam jednak przy lesie który rozkochał mnie i wydobył ogromną wyobraznie. Uwielbiałam książki i poezje. Naturę...już jak byłam mała potrafiłam usiąść i patrzeć na pola, na drzewa....przez godziny. Nie przesadzam, nie uwypuklam Godziny. Pytano mnie czemu? A ja nie wiedzialam. To mnie zachwycało, fascynowało. W wyobrazni tworzyłam bajki dotyczące miejsc na które patrzyłam. I nie rozumiałam czemu inni wokół mnie tego nie czują? Dlaczego etedy rozmawiają. Mi odbierało instynktownie mowę. Jagbym była w sanktuarium.
Po czasie jednak i strasznych traumach w domu. Kiedy wszystko zaczelo się zmieniać. Kiedy przestalam byc malą słodką dziewczynką,a rodzice chcieli zachowac swoją kontrolę i władzę chciałam się odegrać. Zrobić wszystko czego mi nie było wolno. Na co nie pozwalały mi zasady. DO tego buzowały mi chormony i weszłam w inny świat. Wyjechalam do internatu. DOpiero tam nawiazalam prawdziwe wiezi. Znowu czulam sie sobą. Pokochalam tych ludzi. Dojzalam psychicznie. I wtedy mnie z tamtad zabrano. Przezylam to jak dziecko oddzielone na zawsze od matki. Tesknilam tak ze przez rok nie nawiazalam zadnych nowych przyjazni. Stłumiłam w sobie Jakoś wyższe uczucuia. Seratonine odnalazłam w szybkim plytkim zyciu i facetach. W pewnym momencie zauważyłam, że to nie moja bajka. Lubię się bawić to prawda. Ale byłam otoczona ludzmi o innej swiadomosci..zainteresowaniach.
Teraz widzę ile straciłam. Ile zaległośći. Jak wiele mogłam osiągnąć. I czuję jakie to straszne. Mogę porozmawiać z przyjaciolmi z ''wyższych'' środowisk. Z dobrych szkół, świetnych studiów. Nadajemy na tych samych falach. Mam głód inteligencji. Są ludzie, którzy łapią kazdy żart, każdy sarkazm, każą aluzje. Potrafią porozmawiać na każdy temat z zadziwiającą wiedzą. Nawet o życiu mojego ulubionego wykonawcy z jakiegos nieznanego zespołu. Potrafia analizowac psychikę innych jagkby posiadali 6 zmysł. Reaguja na mimikę jagky mowila wiecej od słów. Ale w pewnym momencie, jesli tak zostanie- oni pójdą dalej. Zamkną się w swoich środowiskach tworząc elitę. A ja? Zupełnie nie na swoim miejscu...W naszych czasach skazuje Cię to na pustkę? Czy mogę się jeszcze uratować? CO mam robić?Za co życ? ZMarnować umysł, urodę, szczescie? Nigdy nie doznac na nowo milosci? Żyć wspomnieniami? Da się jeszcze uratować? Czy zyjemy w swiecie w którym szczescie zalezy od pracy i portfela.
Historia II
Poznałam wtedy interesującą kobietę. Miała księgarnie ezoteryczną. Gdy przyszłam pierwszy raz zauważyłam, że to dziwna księgarnia. Ona tam mieszkała, a ludzie siedzieli z nią przy stole i pili cherbatę. Gdy weszłam powiedziała: siadaj kochanie. To miejsce akurat na Ciebie czeka. Zostałam tylko chwilkę. I pomyślałam, że to coś jak klub filozoficzny. Uważałam zawsze, żę brakuje mi czegoś takiego. Było tam trochę jak w starożytnej gracji. Tak mi się to kojarzy. Z czasem mnie bardziej zainteresowała. Miała zupelnie inne spojrzenie na wszystko.
Nie ma matury mimo, że jest mądra, oczytana i błyskotliwa. Duchowo świadoma. Jezdziła po świecie, zbierała owoce, medytowala. Teraz nie ma pieniedzy. Jest zadluzona scigaja ja sadzy. Sprzedala ksiązki. SIedzi w pustym pomieszczeniu. Po schodach w dół miała materace i poduszki na których paliła papierosy z ludzmi których bardziej polubiła. Siedziała tak tydzien nie wychodzac i ''zgłębiając siebie''. Jedzenie przynoszą jej inni, bo wiedza ze nie ma kasy. Z własnej woli. Nie proszeni. Dawala im to czego dzis brakuje. Uczucie, zrozumienie, wiecznie otwarte drzwi. Mogli wpadac zawsze bez uprzedzenia. Może to egoizm każe jej pomagać, bo jest ich psychoterapeltą. A co jak wyjedzie?
Przyszłam do niej kilka dni temu, bo krzyczala za mną. Usiadłam, skręciła mi papierosa. Była szczesliwa, usmiechnieta. Zupelnie inaczej niż ostatnio. Po czym powiedziała: Chcę iść do więzienia. Patrzylam się w kompletnym szoku, więc wyjasniała dalej. Ścigają mnie sądy. Myślałam nad tym i stwierdzilam, że tak naprawdę ja chcę iść do tego wiezienia. Od kiedy to sobie uświadomiłam poczułam się świetnie. WIdać mam tam do odrobienia jakąś lekcję. Czuję, że tego chce moja dusza. Ja sobie z tymi dziewczynami poradzę, znasz mnie. Poczytam książki, pomedytuje...
Najdziwniejsze jest to, że się z nią zgodzilam. SKoro tak chce. Myslalam nad tym. Ludzie ''przegrani'' ale niepasujący do niskich kast próbują tworzyć kontrkulturę. ALternatywny sposób życia. Jeden facet kiedys mówił mi, że żyje bez prądu w domu i większą częśc roku jezdzi po koncertach zbierać puszki. Na koncercie jest za darmo, poznal tak mnustwo ludzi. Zaangazowal się w organizacje walki w jakiejs ''waznej '' sprawie. Jest trochę jak nomad. Z namiotem, autostopem i przyjaciolmi na calym swiecie.
Ja z kolei myśląc o tym wszystkim wymyslilam: Pojadę do Indii. Wyjadę z polską grupą wolontariuszy. Dojazd za darmo. W putapartii jedzenie za darmo dla każdego. Nocleg dostałabym jako wolontariusz. Ciepło, egzotycznie, ciekawi ludzie. Byłam tam już kiedyś. Z rodzicami, ale w roli turysty nie bankruta. Przyjechałam zobaczyć ludzi o których czytali oni ksiązki. Bibliotekę papirusową. (niezwykłe zjawisko z tą biblioteką).
I tu się zastanawiam nad tym czy te wszystkie nazywane przez kosciól zwykle sektami grupy nie powstaja z desperacji? Chęci ucieczki? Ludzie, którzy sobie nie poradzili pragną wmówić sobie, że jest pięknie. Nie chcę tak uciekać.
Pytanie brzmi mnw. tak: Czy jesli los nie uklada sie zgodnie z kulturowymi zasadami i wytycznymi znaczy to, że jest nieudane? Czy to czego oczekujemy od zycia to nasze rzeczywiste pragnienie, czy nażucone i wpojone?
Re: ZMARNOWANE ZYCIE, CHORA FILOZOFIA LEPSZA OD SMIERCI.
1
Ostatnio zmieniony 09 lis 2011, 18:43 przez soulblue, łącznie zmieniany 2 razy.
Jeśli masz dwa instrumenty w jednym pokoju i na jednym z nich zagrasz nutę C, to struna tego samego dźwięku zacznie drżeć również w drugim fortepianie. U ludzi jest całkiem podobnie.
COŚ O MNIE: http://imladis.p2a.pl/viewtopic.php?pid=344170#p344170
http://imladis.p2a.pl/viewtopic.php?pid=41806#p41806
https://www.facebook.com/rupieciarniagn ... ts&fref=ts
COŚ O MNIE: http://imladis.p2a.pl/viewtopic.php?pid=344170#p344170
http://imladis.p2a.pl/viewtopic.php?pid=41806#p41806
https://www.facebook.com/rupieciarniagn ... ts&fref=ts