Re: Prośba o pomoc/radę

1
Jak zmienić swoje życie jeśli nie chcę zrezygnować z czegoś, z czego powinnam. Chyba...


Mój mąż mieszkał na drugim końcu Polski jak się poznaliśmy. Był to pierwszy chłopak z którym nie zerwałam z byle powodu. Pierwszy, o którego postanowiłam walczyć. I do dzisiaj zastanawiam się czy powinnam. Kiedy się już przeprowadziłam to już pierwszego dnia włączył mi się alarm, że jest inny. Zignorowałam go bo uznałam, że dam radę, jestem elastyczna i dopasujemy się do siebie. Nie wiem czemu akurat przy nim chciałam się starać i zmieniać, ale zmieniłam się na gorsze. Wyciągał ze mnie same wady. Uzależnił mnie od gier, swoimi kłamstwami i zachowaniem doprowadził do takiej depresji, że w ciągu 4 miesięcy próbowałam kilka razy popełnić samobójstwo. Już dawno powinnam wylądować w psychiatryku. Przez lata dawałam mu szanse spełniać jego obietnice, choć tego nie robił i widziałam, ze nie ma zamiaru robić. jesteśmy swoimi przeciwieństwami. On spokojny ale niszczycielski i bezkompromisowy, ja z kolei bardzo wybuchowa ale próbuję dojść do porozumienia nawet jeśli jestem upierdliwa.

Po kilku latach starań powiedziałam, że ja już się starać nie będę. Jeśli chce ten związek uratować to ma mi pokazać, że mu zależy. Doszło do tego, że zerwałam zaręczyny. Niestety nie miałam dokąd pójść, więc mieszkaliśmy razem, potem wyprowadził się do mieszkania mamy, która chwilowo była w Stanach. Zaczął pić, nie wiem czy na pokaz czy faktycznie go to załamało. W końcu wróciłam do niego. Nie wiem czemu, tak samo jak nie wiem czemu z nim nie zerwałam tylko przyjęłam oświadczyny. Być może dlatego, że nie chciałam wracać do rodziców, którzy wcale nie byli lepsi…

Tak więc udało mi się doprowadzić do tego, że odzywa się do mnie podczas kłótni. Kiedy dotarło do mnie, że mogę mieć depresję poprosiłam go o pomoc. Nie było nas stać na lekarza, a nawet nie chciałam bo uważam, ze rodzinna powinna pomagać. Niestety jego kuracja tylko pogarszała mój stan. W końcu ktoś mi pomógł, potem na własną rękę próbowałam to utrzymać i niedawno znowu nabrałam sił i pewności siebie. Ale znowu nie wiem co robić. Znowu ostatnio pokłóciliśmy się tak mocno, że powiedziałam mu, że jak tylko drugie dziecko urodzę i pójdzie do przedszkola to ja szukam pracy i się wyprowadzam. Zdecydowałam tak bo ciągle słyszę, że “on ma tylko jeden dzień w tygodniu, żeby sobie pograć” i inne tego typu rzeczy. Nas traktuje jak obowiązek, przymus. Pochodzę z rodziny, która za wszelką cenę walczy o rodzinę i tego uczyłam mojego męża ale on się w ogóle nie stara. Wykonuje tylko moje polecenia i to według niego ma wystarczyć.

Mam poważne problemy z kręgosłupem, zapchany nos od pół roku tak mocno, że czuję jakby mi bębenki miały pęknąć przy przełykaniu śliny. Istne tortury bo żadne krople nie pomagają albo pomagają na krótko. Do tego jeszcze od wczoraj mam grypę. Poprosiłam męża o jedną jedyną rzecz. Żeby zajął się dzieckiem cały dzień bo nie jestem w stanie się ruszać ani nawet myśleć. Chciałam być sama w ciszy, żeby nabrać sił chociaż na ugotowanie obiadu, bo mój mąż oczywiście nie potrafi. Poza tym chciałam się zdrzemnąć chwilę bo nie spałam całą noc i co? Po 15 minutach córka wchodzi sama na górę i zaczyna do mnie coś mówić. Potem przyszedł maż bo uznał, że fajnie będzie poleżeć w trójkę bo on też chce. Więc zeszłam na dół. Po pół godzinie znowu córka sama do mnie schodzi.

Co mnie jeszcze denerwuje to fakt, że ilekroć ja powiem, że się źle czuję to słyszę po paru godzinach, ze mój maż też jest chory i musi odpocząć… jest tak chory, że odpoczywa przed konsolą grając…. I tak samo było wczoraj.

Co do gier… to tak jak zwykle mówił, że ma tylko jeden dzień w tygodniu, to jak mu to zaczęłam wypominać to zamiast przestać grać to gra codziennie jak wróci z pracy. Dzięki temu już nie mówi tego… Rewelacyjna zmiana...

Jedyna jego zaleta ale za to duża to to, że potrafi w środku nocy jeździć po aptekach i szukać mi leku. Ale tyle to może każdy mężczyzna, któremu będzie zależało na czymkolwiek, nawet na “odwdzięczeniu się”.

Inna rzecz to taka, że ilekroć próbuję odnaleźć szczęście w drobnostkach w domu to coś mi przeszkadza. Jestem jeszcze bardzo podatna na złe wpływy, łatwo można mi humor popsuć. Po prostu muszę mieć wszystko idealnie, żeby dzień się udał. Tak więc budzę się rano z gotowością na zmiany, szukam inspiracji do malowania czy rzeźbienia ale nagle kot mnie ugryzie bo pomyśli, ze chcę się z nim bawić. Ja to odbiorę jako atak agresji i już się wkurzam… Albo akurat córka ma zły dzień i strasznie marudzi albo musi koniecznie mi przeszkadzać na różne sposoby. Po ostatniej kłótni nie miałam nawet ochoty patrzeć na płótno, a jak wczoraj nabrałam ochoty to się rozchorowałam… Tak jakby to jeszcze nie był mój czas na szczęście…

Mąż mnie zna i wie, że jak się czymś ekscytuję to chcę się w to zaangażować i przy okazji widzieć jego zaangażowanie tak jak ja angażuję się w jego sprawy. Kilka miesięcy temu mąż nagle stwierdził, że kupujemy dom, bo ma kolegę, który siedzi w kredytach i twierdzi że możemy dostać hipoteczny. Ale posłuchał (czyli m.in. swojej mamusi) i stracił zapał. Ostatnio znowu wróciłam do tego tematu. Próbuję na nowo uczyć się słuchania instynktu i być spontaniczna, więc jak tylko przypomniał mi się nowy dom to chciałam porozmawiać o tym z mężem. Nie chciałam go od razu kupować, na przyznanie kredytu i tak się czeka 2 miesiące tutaj ale ja chciałam tylko sprawdzić wszystkie za i przeciw. chciałam, żebyśmy się obydwoje zaangażowali. W zamian za to zostałam zmieszana z błotem. Znowu...

Mimo wszystko uważam, że są sprawy, które się rozwiązuje, a nie zakłada nowe.

Tak więc piszę tutaj o tak prywatnych sprawach bo 1. nikt mnie tu osobiście nie zna ;) 2. Może ktoś mi poradzi co mam zrobić, żeby być szczęśliwą pozostając w takim związku? Jakiej książki nie złapię to wszędzie pisze, że chcąc zmienić swoje życie trzeba ze wszystkiego zrezygnować i zacząć od nowa. Ja z doświadczenia wiem, że zmiana otoczenia dobrze mi robiła bo nie miałam złych wspomnień więc zawsze obiecałam sobie, że nowe będą lepsze. Mam jednak dość przeprowadzek po prawie 10 latach życia na walizkach. To jest coś, co mnie najbardziej uszczęśliwi - bycie na swoim, urządzenie się po swojemu. Dobrze wiem, że jeśli ja będę szczęśliwa to będę mogła uszczęśliwiać też rodzinę, będę w stanie się na nich skupić. Dlatego też do ostatniej chwili czekam na decyzję co robić z mężem bo jeśli własny dom mi nie pomoże to znaczy, że po 10 latach związku już jest za późno na poprawę.

Żeby nie było - starałam się szukać innych sposobów. Ładna pogoda poprawia mi humor ale jest w Anglii zbyt rzadka, żeby mnie uszczęśliwić. Malowanie i rzeźbienie musi być w odpowiednich warunkach. Muszę się całkowicie skupić bo inaczej mi nie wyjdzie i nie będę zadowolona, poza tym najpierw muszę mieć dobry humor, żeby to robić. Z domu nie wychodzę ze względu na ciążę, kręgosłup i masę innych rzeczy. Czysty dom poprawia mi humor ale nie mam szafek, żeby pochować wszystko więc rzeczy leżące gdzie sie da, nawet poukładane, wyglądają jak “burdel"

Nie lubię o tak prywatnych sprawach pisać publicznie ale jestem zdesperowana bo chcę być lepszą osobą dla mojej rodziny ale jest to trudne, a wręcz niemożliwe dla mnie przy takich warunkach. Próbowałam dogadać sie z meżem ale to nic nie daje. On zwyczajnie zapomina po 3 dniach. Podobno robił sobie jakieś listy, plany żeby tego pilnować ale skutków nie widać. Ja już zagryzać zębów nie potrafię i nawet nie chcę.

Re: Prośba o pomoc/radę

2
Nie wiem Kahlan co doradzic, ale wiem ze wczesne lata opieki nad dzieckiem nie sa latwe, a czasem dosc chaotyczne. I nie tylko w sensie tego jak wyglada to na zewnatrz ale takze w sensie jak sie to odbiera wewnatrz. Cale wczesniejsze zycie staje na glowie i trzeba sie odnalezc zupelnie na nowo. Sprawa komplikuje sie troche bardziej jesli w tle czai sie depresja, brakuje regularnej odskoczni lub systemu wspomagania. Wtedy calosc automatycznie negatywnie odbija sie na zwiazku.

Czasem jest tez tak ze czujemy sie w 100% odpowiedzialni za wszystko (to byl moj blad), podczas gdy powinnismy wyluzowac troche i pozwolic innym pomoc.

Trzymaj sie Kahlan, niestety rodzice nie dostaja chorobowego, mimo tego sprobuj zalapac troche snu i odpoczynku (moze ktos znajomy lub z dalszej rodziny moze pomoc przy dziecku podczas dnia, na czas gdy walczysz z grypa?)

Re: Prośba o pomoc/radę

3
Dziecko ma 3,5 roku. Dopóki mieszkałam z rodzicami to byłam osobą, która bardzo chciała mieć dziecko i była gotowa na takie wyzwanie. Moja rodzina jest duża i nie raz zajmowałam się czyimś dzieckiem. Cała ta depresja i te kilka lat zmieniły mnie tak bardzo, że nie mogłam się zajmować swoją córką jak już przyszła na świat. Bardzo trudno jest wyjść ze złych nawyków. Choroba już mi mija. Byłam tak zmęczona, że zemdlałam w łóżku i obudziłam się z energią pozwalającą mi na zrobienie sobie ciepłego mleka z czosnkiem. Dzisiaj już czuję się znacznie lepiej. Tak się skłąda, że jeśli mój mąż mi nie pomoże to nikt tego nie zrobi bo nie mamy tutaj nikogo.

Wstyd mi, że to napisałam i mam okropne wyrzuty sumienia ale zauważyłam u siebie taką zależność, że jak komuś się czymś pochwalę to się to psuje, a jak się poskarżę to okazuje się, że wcale tak źle nie ma. Więc nawet jak nikt mi tu nie pomoże to powinno samo się naprawić. Nie wiem czemu tak jest, ale zobaczymy co z tego wyjdzie.

Re: Prośba o pomoc/radę

4
Kahlan pisze:Co mnie jeszcze denerwuje to fakt, że ilekroć ja powiem, że się źle czuję to słyszę po paru godzinach, ze mój maż też jest chory i musi odpocząć… jest tak chory, że odpoczywa przed konsolą grając…. I tak samo było wczoraj.
wejdź w jego 'buty'.
"Kochamy się, bo ona tak samo mi się nie podoba jak ja jej, i nie ma nierówności."
Witek Gombrowicz

Re: Prośba o pomoc/radę

5
Kahlan pisze:Wstyd mi, że to napisałam i mam okropne wyrzuty sumienia ale zauważyłam u siebie taką zależność, że jak komuś się czymś pochwalę to się to psuje, a jak się poskarżę to okazuje się, że wcale tak źle nie ma. Więc nawet jak nikt mi tu nie pomoże to powinno samo się naprawić. Nie wiem czemu tak jest, ale zobaczymy co z tego wyjdzie.
Nie wstydz sie, lepiej wyrzucic z siebie te negatywy, niz je w sobie tlamsic. To faktycznie troche ciezko jesli nie masz w okolicy bliskich i innych ktorzy mogli by pomoc troche. Jesli masz sklonnosci depresyjne to tez zaostrza sie to z brakiem snu, przemeczeniem etc. Nie wiem jak jest tam gdzie mieszkasz, ale moze sa jakies lokalne grupy wsparcia dla rodzicow, moze nawet polonijne, polski Kosciol etc. z zajeciami dla dzieci, etc. Moze poszukaj, popytaj troche. Dobrze tez jest nawiazac kontakty z innymi mamami w sasiedztwie, na placu zabaw etc. Czasem kiedy zapiszesz dziecko na jakies zajecia, mozesz tam spotkac jakies bratnie dusze.

Re: Prośba o pomoc/radę

6
Lunadari - zawsze wchodzę w jego buty ale da się rozróżnić osobę chorą od zmęczonej czy znudzonej. Poza tym znam go 10 lat więc wiem kiedy jest chory.

Rosa - Dziękuję. Po moim ostatnim poście chciałam uciekać z tego forum i więcej się nie pokazywać, ale mnie uspokoiłaś. Nie chodzę na place zabaw. Mam 3 ale dwa są niebezpieczne, a jeden jest tak daleko, że ostatnio zasłabłam wracając, a zawsze biorę owoce i wodę. I tak grupom wsparcia czy psychologom nie ufam. Niestety nie mam tu zaufanych znajomych, którym nie wstydziłabym się opowiadać o takich rzeczach. Zwykle takie rzeczy trzymam w sobie tak długo, że wybucham na różne sposoby.

Re: Prośba o pomoc/radę

7
Jesteś tu anonimowa i w sumie każdy ma jakichś problem. Przyznanie tego publicznie imho. jest pierwszym krokiem do jego rozwiązania. Zamiatanie wszystkiego pod dywan jest najgorszą z możliwości ;)

Ja jestem za cienki, by coś Ci tu doradzić. Relacje międzyludzkie, to raczej nie mój konik. Jednak trochę wiem co czuje Twój mąż. Sam lubię sobie czasami sobie pograć i masę czasu spędzam na swoich własnych zainteresowania, żyjąc trochę obok mojej dziewczyny. Potrzebuję czasu dla siebie, nawet do robienia błahych rzeczy. Jak tylko mogę, jestem dla niej, a szczególnie, gdy akurat nic nie robi i chce tak po prostu ze mną pobyć. Jednak poświęcanie się cały czas dla niej byłoby dla mnie ciężkie i dawałbym więcej siebie niż byłbym w stanie to zrobić. Napisałaś o tym, że go coś boli, gdy Ciebie boli i podzielam zdanie Lunadari. Zdarzyło mi się to wiele razy i nie ma niczego gorszego od sytuacji, gdy ktoś narzeka, że źle się czuje, a ty kompletnie nic nie możesz z tym zrobić. Jest źle i tyle. Mogę latać po aptekach, masować, przytulać, ale nie sprawię, że ból minie. I w sumie parę razy odruchowo powiedziałem, że mnie też coś boli. No po prostu to jest przesyt, sam mam nie raz dość i męczy mnie to tak samo jak moją dziewczynę, choć jestem zdrowy. Moim zdaniem zbyt dużo oczekujesz od niego, bo jest zupełnie innym człowiekiem i ma inne potrzeby. Dla niego gry są zapewne tak ciekawe jak dla Ciebie modelowanie. Nie będę go wybielać, bo nie znam sprawy. Po prostu wydaje mi się, że oczekujesz od niego zrozumienia, a sama nie starasz się zrozumieć jego ;) I stąd zgrzyty.
Ani z kamienia ni z gliny tylko z Jasiowej przyczyny
Ani z kamienia ni z wody tylko z Jasiowej urody

Re: Prośba o pomoc/radę

8
Ja nie chcę, żeby on cały czas przy mnie biegał. Ale w naszym związku jest tak, że nawet jeśli miesiącami się nie odzywam to jedyne co robimy wspólnie to jemy obiad. Z tym, że nawet wtedy ma telefon w ręce, więc tak na prawdę go nie ma. Twierdzi, że mnie słucha ale tak mnie słucha, że za 5 minut zapomni, że o czymś rozmawialiśmy. To ile wspólnie zrobimy zależy wyłącznie ode mnie, bo jeśli ja się nie odezwę to on też nie.

Nie próbuję go zrozumieć bo nie muszę. Sama lubiłam sobie pograć ale jesteśmy teraz rodzicami i wypadałoby w końcu zacząć być odpowiedzialnym człowiekiem. To nie była wpadka. Chciał być ojcem, a nim nie jest. Widziałam go jak mieszkał z mamą i szczerze mówiąc to traktuje mnie dokładnie tak samo. Nadal jest dzieckiem mieszkającym z mamą. Z tą różnicą, że sypiamy razem.

Mimo wszystko ma zalety. Nie wspominam tu o nich bo nie one są tu problemem. Za wady go nie winię bo widziałam w jakich warunkach się wychował. Ale mimo wszystko po tym co z nim i jego rodziną przeżyłam, chciałabym zobaczyć, że mu zależy. Nie chcę kwiatów, prezentów czy komplementów. Chcę tylko albo aż zainteresowania i zaangażowania.

Tak tylko dodam. Jego ojciec żyje ale rodzice się rozwiedli jak miał 3 lata. I nawet pytanie czy chce zrobić to samo swojemu synowi nie działa. Pamięta jak mu było przykro i tyle. Ta jego pasywność mnie zabija...

Re: Prośba o pomoc/radę

9
Kahlan pisze:Nie chodzę na place zabaw. Mam 3 ale dwa są niebezpieczne
No tak, plac zabaw w ziemie i tak odpada. A moze masz jakas miejscowa biblioteke lub jakas wieksza ksiegarnie? Moga miec specjalne programy dla malych dzieci, godzine opowiesci lub jakies przedstawienia. Jesli w Twoim miescie/miejscowosci sa jakies przedszkolne programy wczesnego nauczania (tu gdzie mieszkam zaczynaja sie juz dla 4 latkow) to tez cos co mozna rozwazyc.

Re: Prośba o pomoc/radę

11
Kahlan, napiszę szczerze, moim zdaniem Ty sama nie bardzo wiesz czego chcesz. Jeśli chcesz by Twoje małżeństwo trwało, to nie może opierać się na domysłach, marzeniach, niewypowiedzianych oczekiwaniach. Nie mogą go też dyskwalifikować jednorazowe nie spełnienia próśb czy oczekiwań. Małżeństwo to jest układ dwojga ludzi, a żeby ten układ trwał, trzeba rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać, efektem będzie dobry plan na zycie, zrozumienie i szanowanie własnych potrzeb.
Spróbuj spojrzeć na Was tak bezstronnie, z góry i zastanów się nad tym co zobaczysz.
Zauważasz, że Twój mąż nie miał dobrych wzorców, a czy Twoje dzieci będą miały?
... Kiedy nie masz nic do podarowania, ofiaruj uśmiech ....

Re: Prośba o pomoc/radę

12
Rosa - od 4 roku życia dzieci tutaj zaczynają normalną szkołę. W tej chwili mała niedługo wraca do przedszkola po przerwie świątecznej.

Mały_kwiatek - dziękuję :) Jako, że oba moje nazwiska są związane z kwiatami tak jak Twój nick to zajrzyj na mojego bloga. Skupiam się na rzeźbieniu kwiatów, a teraz będę robiła świeczniki z tego typu bukietów.

Victoria - masz rację. Nie wiem czego chcę poza tym, że cokolwiek postanowię to chcę być szczęśliwa. Ale tak w pełni szczęśliwa, a nie na jeden dzień albo godzinę. Po tym jak podjęłam złą decyzję, boję się podjąć kolejną. Przez pierwsze 3 lata znosiłam bez gadania wszystko i nie oczekiwałam niczego w zamian. To nie było jednorazowe niespełnianie próśb. Rozmawiam i rozmawiam i dlatego przez 3 dni po kłótni jest dobrze ale potem przestaje jako, że przez te 3 dni nie musieliśmy rozmawiać o tego typu sprawach. Mieszkamy razem 10 lat, to jest na prawdę wystarczająco długo. W ciągu roku potrafimy kilkadziesiąt razy rozmawiać o tym samym, czasem kilkaset razy. Zawsze próbuję postawić się w sytuacji drugiej osoby ale wpadłam w depresję i po prostu potrzebowałam pomocy. Skoro mój mąż nie potrafi mi pomóc, a nawet nie chce bo jeszcze od niego nieraz słyszałam "nie zasługujesz" to mówi to samo za siebie.

Wszyscy zawsze każą mi się patrzeć na siebie. Ale uwierzcie mi, miałam 10 lat i przez ten czas cały czas się zmieniałam. Cały czas tylko ja próbowałam się dopasować. Cały czas, nawet teraz patrzę co robię źle i to zmieniam. Ale nie jestem w stanie pracować, zajmować się domem, dziećmi i jeszcze wychowywać dwie dorosłe osoby i dziecko.

Teraz mam jeszcze trudniej bo muszę zmienić coś, co kiedyś było dla mnie normalne ale przez to wszystko już nie jest.
Pal licho z tym wszystkim. Moje pytanie było co zrobić, żeby znaleźć szczeście w takiej sytuacji. Znajduję takie drobiazgi ale tak jak wczoraj miałam idealny dzień bo pierwszy raz od lat spałam całą noc, choroba mi minęła, córka grzeczna, wprost idealny dzień, a jak tylko mój mąż wrócił to od razu zaczęłam się wściekać. Jak ja mam zmienić to nastawienie? Nie potrafię sobie wmówić tak po prostu, że to już inna osoba niż ta sprzed lat, bo nie jest inny. Między nami jest dużo lepiej niż było na samym początku, ale ta agresja wobec niego to taki odruch bezwarunkowy. To jest coś z czym sama sobie nie potrafię poradzić tak samo jak całej niechęci do niego jeśli mi nie pokaże, że mu zależy.

Re: Prośba o pomoc/radę

13
Kahlan pisze:Lunadari - zawsze wchodzę w jego buty ale
moim zdaniem 'wchodzenie w cudze buty' nie musi być równoznaczne z rezygnacją z samej siebie :).
Kahlan pisze:da się rozróżnić osobę chorą od zmęczonej czy znudzonej. Poza tym znam go 10 lat więc wiem kiedy jest chory.
z pewnością pod tym względem masz rację i nie zamierzam w tym temacie polemizować.
chodziło mi raczej o rozpoznanie mechanizmów jakie powodują Twoim mężem.
co sprawia, że kalkuje na siebie Twoje samopoczucie? z jakiego powodu staje się bierny gdy go potrzebujesz? przed czym stara się chronić lub ucieka? przed nadmiarem obowiązków? przed nadmiarem odpowiedzialności? co go przytłacza, a co zadowala i dlaczego?
może jest zbyt dumny by mówić Ci o swojej słabości? a może z góry przewiduje Twoje odpowiedzi czy reakcje i woli milczeć uciekając w gry?
jak wygląda Wasza komunikacja? mówicie sobie szczerze o oczekiwaniach czy głównie skupiacie się na pretensjach?
itd.
pytania można mnożyć, tylko nie wiem czy będziesz dalej zainteresowana ;)?
"Kochamy się, bo ona tak samo mi się nie podoba jak ja jej, i nie ma nierówności."
Witek Gombrowicz

Re: Prośba o pomoc/radę

14
Być może cały sekret tkwi w tym, że widzisz same skrajności? Czy nie jest tak, że albo nie wymagasz nic, albo wszystko musi być tak jak Ty chcesz?
Nie wiem, co dla Ciebie znaczy być w pełni szczęśliwa? Spróbuj opisać takie codzienne życie, które da Ci pełnię szczęścia.
... Kiedy nie masz nic do podarowania, ofiaruj uśmiech ....

Re: Prośba o pomoc/radę

15
Od pierwszego dnia byliśmy ze sobą szczerzy, czasem nawet za bardzo :) Nie mieliśmy problemów z dogadaniem się. Ciężko to wyjaśnić ale to zależało od sytuacji. W jednej kwestii zawsze ze mną rozmawiał, w innej ja mówiłam do siebie... Ilekroć mam wątpliwości to w końcu dochodzę do wniosku, że rozwodu nie będzie bo mimo wszystko ani mnie nie zdradził, ani nie pobił, mam do niego pełne zaufanie jeśli chodzi o ważne rzeczy.

Temat już mogę zamknąć. Porozmawiałam z Lunadari na PW, bardzo mi to rozjaśniło sytuację. Dziękuję wszystkim za rady, teraz lecę wziąć się do pracy :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Historie napisane przez życie”

cron