Moja matka miała wylew. Teraz to będzie trzecia doba jak leży w łóżku i walczy z tym gównem. Nie wiem jak inaczej to opisać, to po prostu idealnie odwzorowuje sytuacje. Jednego dnia dzwoni do mnie, by pochwalić się jaki zajebisty taras odwalił jej ojciec z bratem, a parę godzin później dostaję telefon od brata, że matka miała wylew. Zajebiste zrządzenie losu. Zaakceptowałem sytuację, życie płata figle. Chujowa sytuacja, nie pierwszy raz w tym życiu. Dostaję fajną pracę, życie mi się układa i łup - wszystko się posypało. Za każdym razem, gdy ma być fajnie staje się chujowo. Przyzwyczaiłem się do tego, więc po prostu przemyślałem i zaakceptowałem wszystko. Siedząc w Warszawie, jakieś 400km od miejsca, gdzie leży moja matka.
Wszystko było proste, nawet zaakceptowałem to, że umrze. Wszystko poukładane, cały plan na najbliższą przyszłość, wiedziałem jak pocieszyć rodzeństwo i ojca. Wszystko łądnie.
Dziś przyjechałem do szpitala. Ja pierdole, to jest nie do opisania. Moja matka, ledwie żbliża się do piędździesiątki leży walczy ze swoim własnym ciałem. Nie może otworzyć oczu, ale słyszy wszystko, czuje. Ściska mnie za rękę i próbuj wyksztusić słowa, bełkocząć z masą ryruek w ustach i w nosie. Co chwilę zasypia, a za chwilę budzi się i chce rozpierdolić łóżko, które zatrzymuje ją od prawdziwego życia...
Byłem gotowy na wszystko, ale nie na to. Moja mama jest zajebiście delikatną kobietą, ma chyba wszystkie fobie jakie świat widział na czele z klaustrofobią. Tyle razy słyszałem od niej jak bardzo boi się ograniczeń, nawet nie mogła sasnąć w hotelu, gdzie okna ledwie się uchylają, a nie mogą się otworzyć. Na noc pilęgniarki muszą ją przypinać pasami do łóżka, bo inaczej porwyrywa kroplówki i całe to gówno, które utrzymuje ją przy życiu. Po prostu jak to zobaczyłem, to od razu zachciało mi się płakać.
Nie tak to sobie wyobrażałem, nie tak to widziałem. KURWA. Śmierć jest niczym przy tym co ona musi przechodzić. Widzę brata, który rozkleił się w mgnieniu oka, siostrę, która płacze i nie może uwierzyć w to co się stało. Ja też nie mogłem. Kurwa, mogłem to być ja, brat, siostra, ojeciec, ale nie matka. Dlaczego kurwa ona? Jedyna osoba w rodzinie, która na prawdę CZUJE, dostała najgorszą karę jaką mogłaby sobie wyobrażyć. Jedyna osoba, która dbała o wszystko i wszystkich teraz leży i nic nie może zrobić, szarpie się i próbue uciec od tego zasranego wylewu.
Ja jestem przy niej zaledwie pierwszy dzień, oni są przy niej od początku. Najtwardszy człowiek w rodzinie, mój tata, pęknął i zaczął płakać. Matkę zaczęli intubować i wprowadzili w śpiączkę farmakologiczną, bo po 3 dniach, gdzie wszystko szło dobrze i ciśninie malało, nagle skoczyło i teraz została ostatnia deska ratunku. Zaczęła szarpać się, rozdupać całe swoje otoczenie, wyrywać wszystkie te rurki i kroplówki, więc jedyną metodą było ją po prostu uśpić.
Siostra była przy niej, gdy wszedł jakiś ksiądz. Ja pierdole gdy to usłyszałem, to miałem chęć ukrzyżować skurwysyna. Wszedł do oddziału neurologicznego i powiedział "Kto chce ostatnie namaszczenie?". Gdy to uszłyszałem od siostry, to na prawde nie mogłęm uwierzyć. Siostra powiedziała, że nie chce od niego niczego, bo matka po prostu śpi. A ten wypalił, że "jeszcze będzie prosić o to by przyszedł". Matka zaczęła się rzucać i szarpać, na pewno to słyszała. Próbowała coś powiedzieć, ale tylko pluła pianą z ustami pełnymi rurek. Mam teraz taką kurewsą niechęć do tych katolickich skurwysynów, że pewnie przez długi czas mi to nie przejdzie i możliwe, że nie raz o tym tutaj przeczytacie.
Powinienem już kończyć ten post, bo nic szczególnego nie napisze. Po prostu wkurwiam się, że to na nią padło. Ćpałem tyle lat, krzywdziłem tak wielu ludzi. Brat tyl razy był bliski śmierci. Siostra zawsze prowadziła trudnie życie. Ojciec od najmłodszych lat cieżko pracował. Ale na matkę trafiło, ja pierdole. To jest po prostu nie fair i nie mogę sobie wybaczyć tego, że widziałem to już wcześniej.
Wiem, że miała sporo na głowie i przerastało ją to, więc piła. Ale parę razy widziałem, że mówi jak pijana choć byłem pewien, że nie piła ani kropli. Nawet powiedziałem to mojej dziewczynie - że moja matka może mieć wylew. I kurwa dostała. Nie mogę uwierzyć w to, że nie powiedziałem tego komukolwiek innemu. Nie chciałem, by inni się martwii i co? I chuj. Zjebałem wszystko, doszczętnie wszystko kolejny raz i znów będę próował otrząsnąć się z tego.
Ja przeżyje, ona pewnie nie. Zajebista kolej rzeczy. To ja powinienem tam leżeć, nie ona.
Re: Wylew mojej mamy.
1
Ostatnio zmieniony 25 maja 2015, 23:10 przez k4cz0r200, łącznie zmieniany 1 raz.
Ani z kamienia ni z gliny tylko z Jasiowej przyczyny
Ani z kamienia ni z wody tylko z Jasiowej urody
Ani z kamienia ni z wody tylko z Jasiowej urody