Przytoczę pewien dość ciekawy tekst, jest też tu zdanie samego papieża. Niemniej chyba się ie dołączy do dyskusji skoro na razie unika odpowiedzi (co potwierdzam, gdyż zadałem mu pytanie).
Odnosząc się do bogatej literatury teologicznej poświęconej Jezusowi, którą Joseph Ratzinger zachwycał się u progu swojego życia kapłańskiego, zauważa, że „wszystkie one ukazywały tworzony na podstawie ewangelii obraz Jezusa Chrystusa: Człowieka żyjącego na ziemi, który jednak - będąc w pełni człowiekiem - jednocześnie przynosił ludziom Boga, z którym jako Syn stanowił jedno. W ten sposób przez Człowieka Jezusa stał się widzialny Bóg, a w Bogu - obraz autentycznego człowieka". I dalej pisze Benedykt XVI: „Począwszy od łat pięćdziesiątych sytuacja się zmieniła. Rysa dzieląca historycznego Jezusa od Chrystusa wiary stawała się coraz głębsza i te dwie rzeczywistości coraz bardziej oddalały się od siebie. Co może jednak znaczyć wiara w Jezusa Chrystusa, w Jezusa Syna Boga żywego, jeżeli Człowiek Jezus zupełnie różni się od Tego, którego ukazują ewangeliści i na podstawie Ewangelii głosi Kościół? Rozwój badań historyczno-krytycznych prowadzi do coraz bardziej drobiazgowego wyróżnienia warstw tradycji, a ukazująca się spoza nich postać Jezusa - do którego przecież odnosi się wiara - była coraz mniej wyraźna i jej kontury coraz bardziej zamazane. Jednocześnie rekonstrukcje tego Jezusa, którego musiano szukać poza tradycjami ewangelistów i ich źródłami, stawały się coraz bardziej sobie przeciwstawne: od antyrzymskiego rewolucjonisty, dążącego do obalenia panujących potęg i ponoszącego porażkę, po łagodnego moralistę, który na wszystko zezwala, a mimo to, nie wiadomo dlaczego, sam zostaje stracony. Kto przeczyta kilka takich rekonstrukcji, może od razu stwierdzić, że są one bardziej fotografiami ich autorów i ich własnych ideałów niż ukazywaniem Ikony, która straciła wyrazistość. W tym samym czasie narastała co prawda nieufność wobec tych obrazów Jezusa, sama jednak Jego postać coraz bardziej się od nas oddalała.
Jako wspólne osiągnięcie tych wszystkich prób pozostało w każdym razie wrażenie, że o Jezusie mamy niewiele pewnych wiadomości i że Jego obraz dopiero później ukształtowała wiara w Jego boskość. Tymczasem wrażenie to przeniknęło w znacznym stopniu do świadomości chrześcijan. Sytuacja ta jest dramatyczna dla wiary, ponieważ niepewny staje się właściwy punkt jej odniesienia: zachodzi obawa, że wewnętrzna przyjaźń z Jezusem, do której przecież wszystko się sprowadza, trafia w próżnię".
Papież zdaje sobie sprawę z zagrożeń, jakie niesie dla wiary i Kościoła poszukiwanie Jezusa historycznego. Jeszcze nie podejmuje próby odpowiedzi na pytania szerokich kręgów wiernych, jednakże wie, że w niedalekiej już przyszłości Kościół będzie zmuszony do zmierzenia się z tym problemem. Kościół nie może nie liczyć się z wątpiącymi, poszukującymi innej prawdy niż przekazywana w ewangeliach. Żeby przetrwać musi odpowiedzieć na ich pytania i to językiem konkretu, a nie zawiłych dyskusji teologicznych. Przynajmniej część z tych pytań stawiamy w naszej książce.
Chrześcijaństwo jest paradoksalne, jak mawiali Grecy. Oby te pozornie poprawne założenia nie prowadziły do sprzeczności i fałszu.
Historyczny Jezus, Żyd z Galilei, syn Józefa i najprawdopodobniej Marii, niewiele ma wspólnego z Chrystusem - ideą, na której zbudowano chrześcijaństwo. Jezus, jakiego znamy z opowiadań ewangelistów, w ogóle nie istniał!
http://docs8.chomikuj.pl/291983979,PL,0 ... c184664902
Dodam, że dla mnie wiara to zaprzeczenie wiedzy. Jeśli wiem, że coś jest zielone o nie muszę w to wierzyć. Jeśli ktoś mi mówi prawdę to nie muszę mu wierzyć, gdyż zakładam, że to co mówi jest czymś na tyle pewnym by uznać to za wiedzę. Jeśli przyjąć, że każdy kłamie to Kukri-emu też pozostaje jedynie wiara, że kuzyni nie kłamią i nie może być pewien, gdyż z nimi nie służył - nie doświadczył, przez co w tym momencie nie może mieć pewności, iż przekazali mu wiedzę. Aby myśleć, że to wiedza musi mieć do nich pełne zaufanie. W tym wypadku należałoby ufać Biblii. Tylko trudno ufać czemuś co było często modyfikowane a zaufanie to często ogromne ryzyko. Z drugiej strony bez ryzyka można nic nie zyskać. Uważam za szczęście trafić na kogoś godnego zaufania. Znając siebie, wiem, że go nie zaprzepaszczę i nie wykorzystam a Jezus? Zaufać Jezusowi to jedno a pozostaje jeszcze zaufanie Biblii, że faktycznie istniał. Jezusów było w tamtym okresie sporo, nie ma pewności, że którykolwiek czynił cuda a poza tym podałem już przykład jak przekonać ludzi, że się owe czyni i nie jest to jakiś monopol Jezusa. Co z kolei sprawia, że poddaje w wątpliwość jego boskość. Nawet jeśli był orędownikiem miłości i był przez wielu ludzi kochany. Dla osoby zakochanej ukochany zawsze jest boski i bez zamieniania wody w wino.
Andra pisze:Nebo, Slonce, to nie Milosc/Bog/Zycie dzieli ludzi, tworzy koscioly, ideologie, kaze mordowac w swoim imieniu. To ludzi umysl zapatrzony w ego, prawda?
Zgadza się. Dlatego Pismo Święte nie uważam za słowo boże. Natomiast co do istnienia prawdziwego Boga(w każdej religii uważają, że to ich jest tym prawdziwym) uważam, że nie można mieć pewności czy istnieje czy nie. Jak dla mnie może nie istnieć - nadal nie wierząc, zaczyna mi się życie układać - nie jest mi potrzebny. A czy ja mu jestem potrzebny? Jeszcze się nie odezwał a nie zamierzam wszystkiego co się napatoczy uznawać za znak.
Trzeba iść do przodu nie oglądając się za siebie.
ps. w Tym wpisie jest o alkoholu i seksie.