Angelika pisze:Na to samo cierpienie zdarzające się kilkakrotnie, reakcja nie będzie za każdym razem taka sama, mimo, że pierwsze czegoś już nas nauczyło, z kolejnych też czerpiemy wiedzę i nie da się zastopować następnego ciepienia mając rozległą wiedzę.
Co masz na mysli pisząc "zastopować"? Powstrzymać sytuacji? Owszem, rzeczy się zdarzają, a my na nie reagujemy, od nas zależy reakcja. Dwie osoby mające ten sam problem sprawiający cierpienie poradzą sobie w dwojaki sposób. Jeśli jedna osoba straci pracę, to pogrąży się w depresji i nie wyjdzie z domu przez rok doprowadzając się do ruiny, a inna będzie walczyć i skróci dyskomfort odbijając się jakoś od dna. Tak samo jak, jeśli od jednej osoby odejdzie partner, to uzna, że już nigdy z nikim nie będzie, a druga powie-okej, przykro mi teraz, ale wiem, że to minie i moze jeszcze kiedyś z kimś będę i będzie miło.
Od nas zależy cierpienie, chyba o tego co je planuje, ale są tacy co je planują?
Cierpienie jest rezultatem mniej lub bardziej świadomej intepretacji zdarzen, które bez subiektywnego udziału człowieka nie mają żadnych cech. Rzeczy się dzieją, a cierpienie jest odczuciem wobec danego zdarzenia. Gdyby tak nie było, to ludzie nie cierpieliby z powodu odmiennych rzeczy. To, co jednemu zadaje ból, innego cieszy. Jedni, na przykład, kochają samotność, a inni wyją z rozpaczy kiedy są sami. Jedni uwielbiają wystapienia publiczne, a inni cierpieliby mając pracę opierającą sie na tego typu działalności. Jedni cierpią, że ich partner ich nigdy nie przytula, a drudzy mówią, że całe szczęście, bo oni też tego nie lubią. Jedni cierpieliby mieszkając na odludziu, a dla innych to marzenie. Skąd te różnice w odczuwaniu? Z powodu subiektywizmu. Różnimy się, więc te same zjawiska są dla nas cierpieniem albo radością, zależnie od tego komu się to przytrafia.
Można jednak powiedzieć, że każdy człowiek będzie cierpiał z powodu podobnych rzeczy- głód,skrajna bieda, śmierć bliskich, katastrofy (pożar domu, itd), choroba- to najtrudniej jest sobie wytłumaczyć, najciężej chyba się z tym wszystkim pogodzić, na pewno potrzeba na to więcej czasu niż w przypadku innych powodow cierpienia. Natomiast, choc, trudno w to uwierzyc, pewne doswiadczenia, nawet te najstraszniejsze, w pozniejszym rozrachunku doprowadzaja nas do takich zmian w nas, ktorych nie osiagnelibysmy niestety majac wieczny usmiech na twarzy i lekkosc w sercu...
Czy cierpienie w chorobie zależy od nas?
Można sobie powiedzieć, teraz mnie nie boli, to juz nie cierpię? Nie, bo ból bez środków nie ustąpi.
Owszem cierpienie w chorobie- ból fizyczny-to coś na co nie da się magiczną różdźką pomóc, ale nie od dzis wiadomo, że postawa chorego może zdziałać cuda i jest bardzo istotna w terapiach.
Czy matka tracąc dziecko z powodu śmiertelnej choroby może umniejszyć sobie cierpienia?
Musi sobie to jakoś przetłumaczyć, bo inaczej będzie martwa za życia, w środku. Jakie ma wyście? Ma dwa- leżeć i być warzywem emocjonalnym, albo żyć. Nikt nie mówi, że ma się radować z tego, czy pokochać ten fakt. Tylko musi się nauczyć z tym żyć, jeśli wybierze życie.
Do filozoficznego spojrzenia można wrócić, ale najpierw o przyziemnych sprawach.
Filozofia jest teorią dla praktyki-a te dwie rzeczy się ze sobą łącza