Wroce do tematu marzen, jest piekny, jest inspirujacy. Moze byc takim dla tych ktorzy maja odwage marzyc, siegac po nie. Takze dla tych ktorzy maja sile z nich rezygnowac. Marzenia rodza sie z milosci, plyna z serca, choc czesto w glowach robimy z nich cele do zdobywania, do osiagania- cos czego nie ma a chcielibysmy aby bylo. Marzenia sa, tak jak jest to o czym marzymy, to nas tam nie ma. Gdzies w innym czasie, w innej przestrzeni... Moim celem jest zycie, tak jak ja jestem jego celem, wiec sluzymy sobie do zycia, ja jemu tak jak potrafie, ono mnie tak jak ja jemu, raz lepiej raz gorzej ale niezmiennie z miloscia. Nie sluze sobie by wykorzystujac zycie osiagnac to co moja glowa uzna za niezbedne mi, ufam zyciu ze daje mi to czego potrzeba, uznaje jego madrosc, jestem pewna jego milosci wiec stac mnie na to by wiedziec ze nie skrzywdzi mnie, poniewaz ja go nie krzywdze. Wiec celem mojego zycia jest ten sam cel ktory ma ono. Marzenia sa moje, dla mnie, w moim sercu, sa tym czego ono pragnie dla siebie. A czegoz moze pragnac ludzkie serce? Ale marzenia nie spelniaja sie kosztem zycia. Zycia innych, tych ktorzy dziela je z nami, tych ktorych skrzywdzilibysmy czyniac z marzenia cel i realizujac go bez wzgledu na wszystko. Jestesmy odpowiedzielni za to co oswoimy, za to co nam ufa, za to co poklada w nas nadzieje, chocby nieswiadoma. Jestesmy odpowiedzialni za zycie, dlatego czasem trzeba wiele sily by marzenia zachowac w sercu, nie zawodzac tych ktorzy na nas licza. By swiadomie zrezygnowac z tego o czym marzymy. Bo sa sprawy wazne wazniejsze i jedna najwazniejsza. Zycie. Nie nasze, nie innych, po prostu zycie, jedno. Takie jak my, dajace nam tyle radosci i tyle zawodow ile my jemu poprzez innych.
Przepraszam za te osobiste wynurzenia, tak mi zebralo.
...wiec taki maly apelik: na milosc boska nie robmy z marzen ktore sa jak przepiekne biale ptaki nadziei :)przyziemnych kwok ktore maja zniesc nam zlote jajko.