k4cz0r200 pisze:Imho wolność jest wtedy, gdy czujemy się wolni. Samowola, swoista anarchia też może być zniewoleniem. Jeśli ja pracując, zarabiając i wypełniając życiowy plan narzucony mi z góry przez prawa i rząd. Gdy nie tykam się tego, co zakazane przez kogoś z góry i robię to co mi zalecają i czuje się przy tym wolny, to nim jestem. Jeśli w takim przypadku prawa przestaną istnieć, wszyscy będą mogli robić to, co chcą, to automatycznie przestaje być wolny, bo nie podobają mi się "prawa" samowolki, pełnej "wolności" i sam nie czuje się wolny. Dodatkowo, według mnie nasza wolność kończy się tam, gdzie zaczyna wolność innych i samowolka jest przekroczeniem tej granicy, więc tym bardziej dąży do zniewolenia.
Jeśli jednak ktoś odczuwa wolność biegając po lesie w poszukiwaniu jedzenia (nie ma pracy, nie ma pieniedzy, nie ma jedzenia), czy tam uciekaniu przed ludźmi, którzy chcą siłą odebrać twoją wolność (bandyci, etc. w końcu nie ma żadnych praw), to też jest wolny. Wszystko zależy od punktu widzenia
Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie cieszą Twoje słowa, jak wiele prawdy z nich płynącej dostrzegam, prawdy w aspektach zupełnie poza mistycznych. I bardzo Ci dziękuję za te słowa.
Rzeczywiście ludzie o osobowości "kundla", świetnie tam się czujący i doskonale zorganizowani, po wyrwaniu z kontekstu PRL i wrzuceniu do tzw. "demokracji", często czuli się nieszczęśliwi i zagubieni. Podobny stan odczuwała część ludzi prostych, na wsiach, w PGR-ach i na obrzeżach wielkich miast. Jedni i drudzy odczuwali swoisty "brak wolności" lecz każda z obu tych grup z innego powodu.
Narzekano na brak komitetu partii, do którego można byłoby się poskarżyć i uzyskać jakieś działania, a przynajmniej pocieszenie. (Mniej więcej tak jak w programach pani Jaworowicz). Częściowo taką rolę spełniały komitety obywatelskie, jednak te zostały przez Wałęsę rozwiązane siłą i już potem nigdy się nie odrodziły. Bardzo źle znosili ten okres ludzie niewierzący. Oni żalili się wprost: katolicy to pójdą do kościoła, pomodlą się żyją wiarą i nadzieją na szczęśliwą wieczność, a my co mamy? Jedno wielkie gówno. I oczywiście mieli rację.
Co poradzić?
Nic.
Wolność jest to bowiem coś takiego, co jak napisałeś jest względne i zależy od punktu widzenia. Ja bym dodał, wolność rodzi się, ma źródło, wewnątrz człowieka. W tym sensie brak wolności można odczuwać, nawet jeśli nikt i nic nie czyni zamachu na Twoją wolność i jej granice. To jest zniewolenie wewnętrzne. Takie zniewolenie, to między innymi to, co Lidka nazywa "uwarunkowaniem". Nie można się w takich uwarunkowaniach uwolnić od obsesyjnych myśli na jakiś temat i stereotypowych poglądów, nie dopuszczających poglądów innych.
W latach dekady stanu wojennego często biegałem po lesie, bo w ten sposób, wśród przyrody odczuwałem wolność, jaką nam skradziono w tej dekadzie. Później odnajdywałem wolność wśród przyrody, gdy ktoś usiłował odebrać mi wolność osobistą, moje myśli i poglądy. Pamiętam, ze wtedy miałem pewne myśli i poglądy uwarunkowane, tak mi działało ego, jednak atak na uwarunkowania odczuwa się jako atak na wolność i słusznie. Od uwarunkowań należy odchodzić idąc w kierunku rozwoju świadomości, rozwoju duchowego, w kierunku wolności. Jednak nie czyni się tego pod pistoletami przyłożonymi do głowy, na litość Boską!
Kiedyś nastąpił dzień, gdy kwiatka wtrącono do więzienia. Nie na długo, jednak dość, by kwiatek mógł odczuć co się czuje za murami, zza których nie da się i nie wolno wyjść, nie wolno też kontaktować się ani z bliskimi, ani z adwokatem. (Takie pereelowskie kuriozum w tuskolandzie.) Wyobraźcie sobie że kwiatek w żaden sposób nie odczuwał braku wolności. Czułem się jak doktor Dolittle, skazany na śmierć głodową , zamknięty do bunkra śmierci na tydzień, a po tygodniu gdy otworzono drzwi, doktor przywitał się uśmiechnięty, umyty, ogolony i najedzony
Nie czułem się tam zamknięty, bo moja dusza swobodnie wędrowała po świecie, bez żadnych ograniczeń. Wiedziałem co się dzieje, co robią moi bliscy. Nie było to przeżycie mistyczne, po prostu zjawisko duchowe.
Myślę, ze nie moglo by do tego dojść, gdyby nie wiele lat pracy nad własną wolnością, wolnością budowaną nie przez własne ego, jak to wygląda u Korwina, wolnością budowaną nie poprzez zabory innym ich wolności, tylko wolności wypracowywanej poprzez medytacje, a wcześniej rozmyślania i refleksje nad sobą i nad rzeczywistością.