Odpowiedź na wpis #61 na tym wątku
http://imladis.p2a.pl/viewtopic.php?pid=134767#p134767 a jednocześnie o mojej fobii wobec psów.
Lidka, one potrafią mnie atakować nawet gdy się nie boję.
Szedłem ścieżką w górach, mama przeszła pierwsza i nic, potem ja i jak się nie zaczłęo warczenie..
Ja nawet tego psa nie widziałem, dopiero jak zawarczał i wybieg dowiedziałem się o jego istnieniu.
Za dużym i gęstymi krzakmi było domostwo.
Dobrze, że był na uwięzi, bo dla któregoś z nas mogło to się skończyć nieciekawie.
A już oczami wyobraźni widzę chłopa z widłami co za mną leci jakbym go skrzywdził.
Co do wsi to tam właśnie jest pełbo burków. Tam chyba były na innej zasadzie niż myśliwskie jakiegoś arystokraty.
Raz z mamą nie mogliśmy wręcz przejść przez ścieżkę bo jakiś facet tryzmał tam jakieś ze 100 psów. Nawet mama co fobii nie ma zaczęła się bać.
Próbowałą rozmawiać z człowiekiem, lecz on jakiś ten tego.
Jakoś wątpię by je wszystkie karmił.
Raz stanąłem bokiem i..mimo to pies się na mnie rzucił.
Starałem się nie myśleć, miałem słuchawki na uszach, patrzyłęmw komórkę - czyli t izolacja zmysłowa, z wyjątkiem zapachu czy dotyku.
Jak wchodzę czy schodzę po schodach to się nie boję.
Wskakuję i zeskakuję.
No i właśnie zeskoczyłem a pies starałs ie do mnie wyrwać.
Sprawnych i silnych chcyba też niekoniecznie lubią.
Nie umiem kompletnie bawić się z psem, mam opory i to duże.
I znajoma mi wkłąda rękę między kły i mówi, że nie ugryzie a ja się bronię jak mogę..to jest silniejsze ode mnie.
Pewien psiarz brał się za leczenie fobii i z 10 przypadkó udało mu się 3 ludzi wyleczyć.
Może twój maż Lidko to jedenz takich szczęśliwców, któryy mół się wyzbyć fobii.
Szczeniaka powiadasz? Zobaczymy jaki będzie szczęśliwy podczas walki o dominację.
Ruda, lecz chyba nie aż tak traumatyczne przeżycia miałaś jak ja.
I chyba z tymi przygodami to głównie o nich należałoby się bać a nie o siebie.
A ja miewam tu do wyboru - pogryzienie albo ubicie bydlaka.
Do tej pory ojczym nie potrafi mnie przekonać do psa znajomego.
Miał mi pomóc przy rowerze, przyjeżżąm a do mnie idzie duży czarny pies..zrobiłemw tył zwrot i odjechałem.
Nawet jakby mnie nie zagryzł to by mnie mocno rozpraszał.
Pies znajomej mnie lubi, jest dość młody(współny sylwester był najgorszy..ja mało nie straciłem przytomnosci ze strachu a psu nie pomagały nawet środki uspokajające, nie spominając nawet, że nie było wcale muzyki bo on się jej bał.
On chce się bawić a ja mam totalne opory i na zabawę ze mną nie ma co liczyć.
Znajoma może sie z nim bawi wkłądajac rękę między kły, ale dla mnie to awykonalne.
Mogę pogłaskać i tyle, nic nadto. Na takie zabawy jak ze znajomą nie ma co liczyć.
Nie mam kompletnie zaufania, nawet do tych co mnie lubią i nie atakują.
Miałem więcej złych niż dobrych doświadczeń i te, które przeważają utrwaliły to we mnie.
Jestem gotów obejść całe podwórko by ominąć psa.
Wiesz co innego nieciekawe przeżycie miłosne a co innego przeżycie bezpośredniego zagrożenia życia. Już nie wspomnę co musiała przeżyć ta kobieta co jej sporo miesa z ręki odgryzł, bo furtka nie była zamknięta - brawo.
Ty wyszłaś z tych związków przynajmniej fizycznie cało jak mniemam.
A tu dochodzi fizyczne uszkodzenie ciała aż do kości.
Więc jak zostałem zaatakowany jako dziecko, byłem atakowany nawet nieświadom wcześniejszej obecności psa i widziałem takie rzeczy..Jeśli pies zachowywałby się wporządku to mohę jdynie tolerować, na zabawy liczyć nie może, w dominację nie zamierzam się "bawić" bo nie wiem czy bym nie przesadził, tak samo jak on.
Po prostu nie ręczyłbym za siebie i któryś z nas mógłby umrzeć nawet.
Niech by tylko ugryzł..
Mogę pójść na terpaie, lecz wątpię czy by mi coś dała.
Jak już pisałem 3 na 10 zostało wyleczonych.
Może prędzej jakby miała jamnika.
Jakimś cudem udało mi się opiekować jamnikiem znajomego i nawet mieszkaliśmy w jednym pokoju(pies, znajomy, jego żona i ja).
Parę razy musiałem go wyganiać z łóżka.
A jak znajomy go puscił jakoś luzem to musiałem szukać po całym osiedlu.
I zamiast niueco pomóc w pracy, straciłem z pół dnia na szukanie.
Tak więc smycz poza domme obowiązkowo i nieduży pies. Co nadal nie zmienia faktu, ze nawet w przypadku takiego pełnego zaufania nie mam.
Więc sobie możesz wyobrazić jak mocne to były przeżycia.
Nie wiem czemu, lecz prędzej mam zaufanie do ludzi i to też po przykrych doświadczenaich niż do psów. Nic na to nie poradzę i jeśli terapia by nic nie dała, albo znów jakiś na mnie wyskoczył(zawalając wyniki terapii jeśli byłyby dobre) z warczeniem..to siedzi we mnie tak głęboko, że nawet nie muszę czuć tego strachu.
Nie potrafię inaczej wytłumaczyć incydentu na ścieżce górskiej.
Więc ultimatum nadal będzie puki co..w najgorszym razie zgodzę się na jamnika(w razie czego prędzej się obronię przed małym jakmnikiem niż ok. 60-80 kg psem).
A jeśli zechce dużego psa to mogę co najwyżej załątwić mechanicznego - będzie dłużej żył, otruć się nie da, chorować nie będzie i jest bardziej przewidywalny.
Trzeba iść do przodu nie oglądając się za siebie.
ps. w Tym wpisie jest o alkoholu i seksie.