Właśnie o to chodzi, Andra, żeby ludzi DOROŚLI do takiej świadomości, żeby w końcu potrafili kierować się w życiu miłością, nie strachem... (bo wszelkie okrucieństwo bierze się ze strachu). Ten proces nabierania świadomości jest cholernie długi (patrząc z perspektywy naszego czasu). I nie masz na to wpływu, ani Ty, ani ja, ani żaden 'pojedynczy aspekt'. Nieświadoma - będziesz cierpieć z tego powodu. Świadoma - będziesz wiedziała (czuła w sobie samej), że taka jest kolej rzeczy, że to okrucieństwo czemuś jednak służy...
Inaczej mówiąc - nieświadoma - będziesz swoją miłość cechowała negatywnie (cierpienie), świadoma - pozytywnie (akceptacja). Im wyższa świadomość wewnętrzna, tym mniej negatywności.
Dlatego naturalną koleją rzeczy jest zachowanie równowagi między umysłem a czuciem. I szukanie miłości. Nie szukanie 'odczucia miłości' (choć jest piękne) 'poza umysłem', a w swoim sercu przy 'włączonym' umyśle. Po to go człowiek ma, żeby z niego korzystać. On nie stoi w sprzeczności z sercem. A wybór serca jest cenny, jest wtedy nie 'obok życia' (materialnego), a 'na przekór' wszystkiemu (w tym naszemu 'ego'), to dopiero ma wartość...
Ale to już jest tylko moje zdanie...
Re: "Tybet płonie"
31
Ostatnio zmieniony 08 maja 2012, 19:31 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!
Lidka
Lidka