Zamknięty wątek zainspirował mnie do zapytania Was, co myślicie o pedofilii. Chodzi mi o prawne aspekty tematu. Zaznaczam z góry, że nie mówię tu o kontaktach seksualnych z kilkuletnimi dziećmi. To nie jest temat dyskusyjny. Dyskusyjne są już jednak kontakty z 13-15 latkami. Ostatnio głośne sprawy to nauczycielka w Australii i jej 15 letni kochankowie, 13 i 14 letni rodzice, 40 letnia nauczycielka z Niemiec i jej kochany 15 latek. Na początek, trochę z pozoru humorystycznie może, pozwolę sobie na wrzucenie fragmentu książki. Historia jest w 100% prawdziwa i niestety nie zakończyła się śmiesznie.
Mieli już z Jackiem kilka interwencji na koncie podczas tego sobotniego popołudnia, więc liczyli na to, że te ostatnie kilkadziesiąt minut upłynie im w spokoju. Nadzieja okazała się jednak płonna. Kolejny komunikat rozbudził ich na tyle, że całkowicie zapomnieli o zmęczeniu.
“Mamy zgłoszenie zgwałcenia nieletniej na Mierzynie. Sprawca nazywa się Zygmunt Kowalski, wiek 25 lat, blondyn, wzrost 175 centymetrów, ubrany w niebieskie spodnie dresowe i bluzę dresową, porusza się prawdopodobnie pieszo w kierunku Szczecina”.
Te suche komunikaty kryły często straszne ludzkie dramaty. Nie był to jakiś “zmęczony” śpiący na trawniku, czy inna tego typu rewelacja. Ponieważ Piotr z Jackiem byli na Gumieńcach, od razu ruszyli w stronę Mierzyna. Jakież było ich zdziwienie, kiedy po kilku minutach, w okolicy kościoła zobaczyli idącego poboczem dwudziestopięciolatka średniego wzrostu, w niebieskim dresie i o blond fryzurce. Wyglądał, jakby szedł na spacer. Od spacerowicza odróżniała go jedynie dość duża torba podróżna.
- Na gwałciciela nieletniej to on mi nie wygląda – stwierdził Jacek.
Zatrzymali samochód, wysiedli i podeszli do mężczyzny.
- Pan Zygmunt Kowalski? - spytał Piotr
- Tak – ze stoickim spokojem odpowiedział mężczyzna.
- Jesteśmy z Policji – powiedział Jacek wyciągając legitymację. Poprosimy pana do radiowozu. Musimy podjechać na komendę, żeby coś wyjaśnić.
Takiego zatrzymania wstrętnego gwałciciela dzieci jeszcze ani Piotr ani Jacek nie przeżyli w swoich dotychczasowych karierach policyjnych. Mężczyzna bez jakichkolwiek oporów czy grymaszenia wsiadł do samochodu. Pojechali w kierunku Pogodna. Kiedy wprowadzali go na komendę okazało się, że dyżurny ma pełne, szczegółowe dane sprawcy gwałtu, z jego numerem dowodu osobistego włącznie. Tego zaczynało być już za wiele.
- Weźcie go na górę i zacznijcie rozmowę. Czekamy jeszcze na przyjazd pokrzywdzonej z matką.
- Jadą ze szpitala? Bardzo poturbował małą? - spytał Piotr
- Nie, jadą z domu z Mierzyna. Na temat stanu zgwałconej nic nie wiem – stwierdził dyżurny.
Kiedy weszli do pokoju, Piotr dokładniej przyjrzał się gwałcicielowi. Był jakiś dziwnie spokojny. Ale już z tak różnymi “czubami” miał do czynienia, że większego wrażenia to na nim nie zrobiło.
- No to powiedz Zygmuś, coś Ty takiego zrobił i dlaczego – zagaił Jacek.
- Nie wiem, o co panom chodzi – stwierdził pytany
- Podobno skrzywdziłeś jakąś małą dziewczynkę – przez zęby syknął Piotr. Już nie lubił tego typka.
- A, o to chodzi? Nie do końca tak było. Dziewczynka, owszem była. Ale nie była mała. I nie skrzywdziłem jej, była raczej zadowolona.
- Zadowolona? - Piotr wyglądał, jakby za chwilę miał dopaść zatrzymanego i nieco zmienić jego wygląd zewnętrzny.
- Spokojnie Piotr, spokojnie – Jacek postanowił przejąć prowadzenie przesłuchania.
- Możesz to dokładniej wyjaśnić? - zwrócił się do zatrzymanego.
- Nie wiem, od czego mam zacząć – rozbrajającą szczerością stwierdził pan Zygmunt. Nie wiem nawet, czy panowie mi uwierzą.
- Jak nie będziesz kłamał, to na pewno Ci uwierzymy – zapewnił Piotr, któremu nadal nie przeszła ochota na złojenie skóry bydlakowi.
Zygmunt na początku trochę się zacinał, ale koniec końców rozkręcił się i popłynęła opowieść o gwałcie. Zygmunt pochodził z małej popegeerowskiej wioski w okolicach Golczewa. Jak to w takich miejscach bywa, utrzymać się tam z jakiejkolwiek pracy było ciężko. Kiedy wrócił z wojska, postanowił coś ze sobą zrobić. Nie chciał skończyć na zasiłku, sącząc tanie wino pod wiejskim sklepikiem jak to robiło wielu jego rówieśników. Wybrał Szczecin, gdzie łatwiej, jak przypuszczał o jakąkolwiek pracę. Jak postanowił, tak zrobił. Wynajął pokój w jednym ze starych domków na Mierzynie, znalazł pracę jako pracownik fizyczny w hurtowni na Gumieńcach. Wszystko układało się dobrze. Zarobki niezłe, jak na jego możliwości, można było często dorobić na rozładunkach po godzinach, do pracy niedaleko. Tak jak zaplanował. I żył sobie nasz Zygmuś tak kilka tygodni nie wadząc nikomu. On w pokoiku na górze, będąca wdową właścicielka domu z nastoletnią córką Ewą na dole. Pech jednak chciał, że nie była to córka jedyna. Właścicielka domu miała jeszcze jedną córkę. Stateczną rówieśnicę Zygmunta, mężatkę, matkę rocznego Kubusia. Marta, bo tak było drugiej córce gospodyni, mieszkała w swoim mieszkanku na osiedlu Kaliny. Też nie całkiem daleko. Mężatką była jednak często słomianą, bo za męża miała marynarza. Kiedy mąż wypłynął w kolejny rejs, Marta, z nadmiaru czasu, często odwiedzała mamę w jej domu na Mierzynie. Tam poznała Zygmunta. Zygmunt samotny, Marta praktycznie też, koniec końców jakoś tak się stało, że od czasu do czasu zaczęli spędzać upojne chwile w jednym łóżku. I choć moralnie naganne, nic sprzecznego z prawem się nie działo. Jakiś czas miód i mleko było ich udziałem, dopóki pewnego dnia z nieznanych powodów Ewa wróciła zbyt wcześnie do domu. Nie bardzo było się z czego i jak tłumaczyć. Mleko się rozlało. Zygmunt zaczął wieczorem pakować swój niewielki dobytek, kiedy do jego pokoju weszła Ewa. Faktem było, iż pomimo swoich 14 lat, o czym Zygmunt wiedział, Ewa na nie nie wyglądała. Nie różniła się wyglądem wiekowym od starszej o kilka lat siostry. I tu padła propozycja, którą Zygmunt powinien był odrzucić. Ewa stwierdziła, że albo z nią się też bliżej zaprzyjaźni, albo ona o wszystkim opowie mamie i szwagrowi. Cóż było robić. Zygmunt przyjrzał się dokładnie nieletniej Ewie i stwierdził, że da radę. Nie bez przyjemności zresztą. Ewa okazała się nie być nowicjuszką w tym temacie, I znów było jak dawniej. Tyle tylko, że dwa mleka z dwoma miodami. Zygmuś stwierdził, że choć czasem wracał skonany z pracy, jakoś dawał radę. I Marcie i Ewie. Do czasu. Do czasu mianowicie, kiedy wywiązując się z zachcianek okrutnej nieletniej szantażystki nie zauważył, że mama wróciła do domu. Scena była podobna do poprzedniej z tą tylko różnicą, że mama krzyczała nieco głośniej na Zygmunta leżącego obok Ewy, niż poprzednio Ewa na Zygmunta leżącego obok Marty. Mamusia krzyczała coś o zboczeńcach, policji, więzieniu, jednak po wygonieniu z pokoju biednej gwałconej nieletniej Ewy, jakby się uspokoiła nieco. I wtedy padła propozycja, która okazała się dla Zygmusia ponad jego siły. Mamusia zaproponowała, że nic nie będzie zgłaszała, nikt się nie dowie, ale ona też musi coś z tego mieć. I nie mówiła o pieniądzach. Tego Zygmusiowi było już za dużo. Tym razem spakował do torby swój niewielki dobytek, trzasnął drzwiami i ruszył w stronę Szczecina. A mamusia złapała za telefon i powiadomiła policję o brutalnym gwałcie dokonanym przez zboczeńca na swojej nieletniej córeczce.
- Resztę już panowie wiecie.
Ani Jacek ani Piotr nie byli w stanie niczego notować. Ręce im się trzęsły, a łzy zalewały oczy. Ze śmiechu. Śmiali się jeszcze następnego dnia, kiedy odwozili Zygmusia do aresztu. Oni uwierzyli w jego opowieść, ale prokurator był innego zdania. Zygmunt miał spędzić następne trzy miesiące swojego życia w areszcie.
Re: Zamknięty wątek
1
Ostatnio zmieniony 23 gru 2010, 20:40 przez PiotrRosa, łącznie zmieniany 1 raz.
Dla ludzi z kraju tego, gdzie kruszynę chleba ... nie warto się męczyć.