Moim zdaniem Jezus przede wszystkim pokazywał samym sobą, o jaką Miłość chodzi. Ludzie z Jego otoczenia ją po prostu czuli, słów nie potrzebowali. A wszyscy kolejni, który powtarzali słowa Jezusa i próbowali nieść ludziom to, co On niósł, posługiwali się głównie samymi słowami...
O jaką Miłość chodzi? Dla mnie - świadomą. Rzeczywiście trudno jest to ująć w słowach, tym bardziej, że religie bazują na ewidentnej sprzeczności: Bóg jest miłością bezwarunkową, ale stawia nam kupę warunków... To, moim zdaniem, 'przekłamanie', niezrozumienie...
Gdyby ująż to na takiej symbolicznej osi od '-' do '+', gdzie najwyższy punkt w '+' to Bóg, a '-' to Jego 'zaprzeczenie', jakie daje środowisko materialne, czyli energii 'ciężkich', 'spowolnionych' (negatywnych), człowiek to taka Boska cząstka, która celowo 'schodzi' do tego negatywnego środowiska, żeby dzięki temu mogła sama siebie doświadczać (albo inaczej - Bóg poprzez te swoje 'zmaterializowane' cząstki doświadcza Sam Siebie). Bo tylko konfrontacja z 'przeciwieństwem' stwarza warunki do doświadczania. I wraz z doświadczaniem, będzie wzrastała jej świadomość duchowa.
I ile doświadczy, tyle świadomości (duchowej) nabędzie.
Czyli ta Boska Miłość, która jest w każdym człowieku, jest dokładnie taka, jaka aktualna świadomość duchowa poszczególnej duszy.
A nabieranie świadomości to przesuwanie się duchowe po tej symbolicznej osi od '-' do '+'. O, to jest bardzo długi proces, patrząc na to w punktu widzenia naszego czasu. Przy czym '-' jest silnie uwarunkowany (jak wszystko, co materialne), a '+' wprost przeciwnie, bezwarunkowy.
A ponieważ każdy z nas jest innym w innym punkcie tego przesuwania się na tej osi, dlatego też inaczej określa miłość i inaczej ją w sobie kształtuje. Dla kogoś blisko '-' (mała 'baza danych' w związku z mała ilością życia doświadczonego) miłość jest silnie uwarunkowana i negatywna. Kojarzy się z cierpieniem i negatywnymi emocjami (wszystko, co wynika z wartości 'ego', którego miejsce na tej symbolicznej osi jest przy 'minusie').
A dla kogoś, kto jest już nabrał świadomości i przesunął się w stronę '+', ta negatywność powoli zanika, nie pojawiają reakcje i emocje negatywne, albo pojawiają się rzadziej i nie mają na te osobę większego wpływu. I ona określi miłość po swojemu, z punktu widzenia swojej świadomości.
I tak dla jednego 'nie ma miłości bez zazdrości' (bo wśród ludzi słowo 'miłość' kojarzy się głownie z uczuciem między partnerami, podczas gdy dosłownie wszystko nią jest, ale pozostańmy przy tym 'ludzkim' przykładzie, bo on to dobrze obrazuje), a dla drugiego największą miłością będzie szczęście ukochanej osoby, nawet jeśli od niego odejdzie.
Pierwsza z tych osób zna tylko miłość uwarunkowaną (stąd zazdrość, chęć 'posiadania' drugiej osoby 'na wyłączność', oczekiwania i wiara, że jak ktoś kocha, spełni te oczekiwania) i kogoś, kto nie kocha w ten sposób, uznaje za osobę nie potrafiącą kochać w ogóle.
A druga da wyraz swojej miłości 'odwarunkowanej'. Bo jest na innym etapie na tej symbolicznej osi, gdzie negatywność (uwarunkowania) nie mają takiego wpływu na nią. Ona będzie bliżej miłości Boga, czyli bezwarunkowej.
Myślę, że jednego życia za mało (choć zapewne zdarzają się wyjątki), żeby przejść na tej osi od '-' do '+'. I w ogóle całe nasze życie (cykl inkarnacyjny) do 'droga do'. Człowiek nie może osiągnąć '+', bo jego życie na Ziemi straci sens. Inaczej mówiąc - dusze, które osiągnęły ten poziom świadomości, nie muszą się inkarnować. Myślę, że Jezus był wyjątkiem: zrobił coś, czego robić nie musiał, po to, aby służyć za takie Światło wszystkim innym duszom, które jeszcze Jego etapu nie osiągnęły. Jakkolwiek Go zrozumiano, On przyniósł ludziom Miłość. Bo do Jego czasów, ludzie nie wiedzieli, że Bóg jest Miłością.
Czyli Jezus był Miłością (bezwarunkową, mimo iż jako człowiek ulegał uwarunkowaniom), a to, co pozostawił ludziom, to nie 'model do naśladowania' ('ślepego'), a 'obiekt refleksji', dzięki której człowiek mógł zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi z tym życiem i miłością...
. Człowiek nie jest 'automatem', który ma się do czegoś dopasować, żeby na coś zasłużyć, człowiek to istota
myśląca, która powinna wykorzystawszy swoje główne 'narzędzie' po to, aby się rozwijać, nabierać świadomości i tym samym, kształtować Boską Miłość w sobie.