Odnośnie mecenatu, jak sam słusznie zauważyłeś, kolejni hierarchowie Stolicy Apostolskiej właśnie dzięki niemu imo przyczynili się do rozwoju sztuki i wydaniu na świat szeregu, dziś bezcennych, dzieł malarstwa, rzeźby, architektury. Bez ich zleceń po prostu by nigdy nie powstały i daleko mi od gdybań w tym zakresie.
Przyczynili się, ale do rozwoju sztuki ściśle ukierunkowanej. W dziele musiał pojawić się jakiś święty, sytuacja biblijna, a artysta musiał kluczyć i kombinować, by przekazać coś od siebie, niczym twórcy lawirujący tematem, by oszukać cenzurę za komuny. :ahah:
Wielu twórców nie utożsamiało się z religią katolicką, wręcz byli jej przeciwni, ale nie mogli tworzyć i wyrażać w pełni swoich poglądów i musieli tworzyć piety, freski, do ktorych "przemycali" własne spostrzeżenia.
Sztuka świecka była, jakbyśmy to teraz określili, niszowa i była w pełni zdominowana przez sztukę sakralną.
Twierdzisz, że owi kalifowie z własnej "kieszeni" budowali ? Naprawdę ? O.o Skąd pochodziły ich bogactwa, no bo chyba nie z ich ciężkiej pracy na roli ?
Sądzisz, że bogactwo KrK pochodziło głównie z dziesięciny ?
Bogactwo KrK pochodziło z dziesięciny, świętopietrza, odpustów, poza tym hierarchowie kościelni byli feudałami, posiadali własne wioski, ziemie.
Kalifowie byli bogaci z "urodzenia", to były bogate klany rodzinne. Tadż Mahal jest prywatnym mauzoleum zbudowanym przez jednego z kalifów (nie pamiętam nazwiska, ale łatwo znaleźć) po śmierci jego żony. Na czym bogaciły się te klany? Nie wiem. Na hodowli, oprowadzaniu karawan, handlu... nie mam pojęcia, ale nie były to przymusowe datki.
Ano widzisz Poli, za bardzo nic specjalnego bądź wyjątkowego w przynależności do danej grupy czy to religijnej, czy społecznej osobiście nie widzę. Natomiast tak jak można być postrzeganym przez innych, to już zupełnie inna sprawa. Można się z kimś/czymś charakteryzować, utożsamiać, nawet przynależeć, jednocześnie zachowując własną indywidualność.
Cieszy mnie to, Wilku i nie dziwi, wszak inteligentny z Ciebie facet, ale dla wielu ludzi przynależność do dużej grupy, to swoiste być i nie być. Przynależność do grupy jest wygodna, bo nie trzeba brać odpowiedzialności. Robię co mi każą, myślę, jak mi każą, zachowuję się, jak mi każą, w zamian otrzymuję poczucie bezpieczeństwa i przynależności, a ci, którzy nie należą do żadnej grupy, albo należą do mniejszego i słabszego stada się nie liczą, bo to ja (w domyśle moja społeczność) narzucam im warunki.
Tak to, w uogólnieniu oczywiście, wygląda, ale uogólnienia nie biorą się z powietrza, tylko na czymś się opieraja.