No, tak, Ayalen, wszystko się zgadza!
.
I nie, nie dlatego tam nie ma uczucia, że nie ma kto czuć, a dlatego, że uczucie jest
narzędziem człowieka. Jeśli opuściłaś formę, opuściłaś też zdolność posługiwania się jej naturalnym 'narzędziem'. W postaci duchowej po prostu
byłaś Miłością. Więc niepotrzebne Ci było uczucie
.
Ale, jako dziecko, nie zdawałaś sobie z tego sprawy i tyle.
Odczucie, że się jest wszystkim, też nie jest niczym niezwykłym. Jednak to absolutnie nie stoi w sprzeczności z byciem jednocześnie duszą ludzką! Jako dziecko mogłaś sobie z tego sprawy nie zdawać.
A właściwie piszesz dokładnie to samo, co Anita
. Ona przeszła na te 4 dni jako dorosła osoba, zatem już ze swoim bagażem świadomości (ludzkiej), więc postrzegała wszystko zgodnie z nim. I opisała doświadczenie bardzo dokładnie, w tym się mieści to, co Ty opowiadasz. Ale nawet jako osoba dorosła i z 'dorosłą' świadomością, nie zorientowała się, że umarła, że jest duchowa. Na początku poczuła tylko, że czuje się świetnie, nic ją nie boli, wyzdrowiała i poczuła z tego powodu ogromną ulgę i szczęście. Widziała swoje ciało, nie obeszło ją wcale, widziała i słyszał wszystko, co się dzieje nie tylko w sali, w której była, ale
jednocześnie w zupełnie innym końcu szpitala (nic jej to nie powiedziało na początku), widziała swoją rozpaczającą rodzinę i usiłowała ich pocieszyć, że lekarz mówi głupoty, ona przecież nie umarła! Jest tu i świetnie się czuje! Nie rozumiała, dlaczego nikt jej nie słucha, dopiero, jak jej ręka przeszła przez ciało kogoś z rodziny, kogo chciała przytulić, dotarło do niej, że coś tu nie tak...
Dopiero wtedy zobaczyła Światło i zaczęła postrzegać inne byty. Im bardziej oddalała się od planu materialnego, tym jej zdolność do odczuwania 'po ludzku' zanikała i tym bardziej czuła się Miłością.
Po powrocie do ciała była jakby jedną nogą tu, na Ziemi, a druga w zaświatach, jakby pomyliła obie rzeczywistości. To zmieszanie minęło po jakimś czasie dopiero i po jakimś czasie zaczęło się wszystko układać w logiczną całość. Oczywiście stwarzało to absurdalne sytuacje, których nikt nie mógł zrozumieć (z Anitą na czele). Np. przyszedł lekarz, który ją przyjmował na oddział, kiedy już była w stanie głębokiej śpiączki, a Anita powitała go po nazwisku, którego przecież nie miała prawa znać, skoro była w stanie głębokiej śpiączki. On się zdziwił, skąd zna jego nazwisko, a ona, też zdziwiona, odpowiedziała mu coś w rodzaju:
A to nie pan mnie przyjmował na oddział? Nie pan powiedział mojemu bratu na korytarzu w głębi szpitala, że umarłam? Nie pan powiedział... to i to...?. No, on! Ale przecież Anita nie mogła tego słyszeć i widzieć, a tego, co działo się daleko stąd, na korytarzu, to już w ogóle!
Ty byłaś na tyle krótko poza ciałem, że mogłaś w jednej sekundzie wystrzelić od niego bardzo daleko (i tu, nawet z bardzo dużej odległości, można widzieć swoje ciało dokładnie tak, jakby się było ponad nim, prawa naszej fizyki nie mają zastosowania i ja sama to wiem po sobie). Sama nie wróciłaś, ani przez sekundę nie byłaś sama, tylko nie miałaś świadomości tego, więc i nie postrzegałaś żadnej pomocy. Prawdopodobnie przyprowadzono Cię do ciała, bo to nie był Twój czas i tyle. Miałaś wrócić, więc wróciłaś. A że nie pamiętasz nic poza tym wspomnieniem, że byłaś wszystkim i wszędzie - no, pozostało to, co mogło Ci posłużyć w dalszym życiu. Bo co innego mogłaś postrzegać jako dziecko? Co byś z tego zrozumiała?...
Mówię Ci, ta książka jest jakby dla Ciebie napisana...