18
autor: k4cz0r200
W każdej większej grupie zawsze znajduje się motyw przestępczy, tak działa świat. Nawet jeśli krakowski jude gang i wisla sharks kiedyś były zrzeszeniami kibiców, to teraz są ikoną gangów krakowskich. Tu nie chodzi o to, że nie ma tego o czym ty mówisz. Przejawy patriotyzmu, trzymania z grupą to fakt ("Trzej królowie wielkich miast, śląsk, wisełka, lechia gdańsk" - ludzie z wrocławia czy gdańska byli natychmiast przyjaciółmi, to fajne uczucie, szczególnie dla młodych ludzi), ale to też zależy od grupy i od tego jak ona się rozwinie. Moja grupa, to byli głównie młodzi ludzie podkręcani przez starszych. Były tam trzy wartości, bóg, honor i ojczyzna, a klub łączył nas tylko tym, że mu kibicowaliśmy, że tak powiem, całym sercem. Mieliśmy wypady całą grupą na mecze, własne koszulki, własne graffiti (tu chodziło o zaznaczanie terenu, mazanie cudzych i odmalowywanie naszych już przez kogoś zamazanych, to był standard). Byliśmy wtedy dzieciakami jescze, mieliśmy po 13 lat ledwie, niektórzy mięli mniej. Spotykaliśmy się na boisku i graliśmy w gałę, było spoko. Parę lat, gdy już nieco dorośliśmy któryś ze starszych podbił do mnie i do kumpla i rzucił coś tekstem, że dobrze się bijemy i czy nie chcemy jechać na akcje. Motyw "dobrze się bijecie" zagrał w naszych sercach, tak myślą młodzi zbuntowani ludzie. Napatrzyliśmy się, nasłuchaliśmy się starszych, podniecaliśmy się sharksami, chodziliśmy an siłownie i uznawaliśmy się bardziej za żołnierzy walczących w wyższym celu niż za kibiców. Nie mógł wiedzieć, że dobrze się bijemy, bo przechodziliśmy tylko parę bójek w gimnazjum, jak każdy, ot tylko nie dostaliśmy po papie. W każdym razie cel został osiągnięty, kumpel od razu się zgodził, ja odmówiłem, jednak po paru dniach się zgodziłem. Wypady na początku polegały na jechaniu na jakąś większą plenerową imprezę, wyłapaniu jakiegoś żydka i pójście z nim na solo (ważny tu była honorowa walka). Później już były bardziej hardcoreowe wypady, bo wiedzieliśmy, że czeka tam na nas większa grupa. Wtedy honor się już zacierał, kiedy jesteś w dzikiej bójce np. 10 na 10 nie szukasz zasad tylko robisz wszystko, by zgarnąć jak najwięcej żydków. Reszta, która uciekała była i tak przez nas goniona, a później, że tak się brzydko wyrażę, spuszczaliśmy im wpierdol. Sielanka, serio, czułem się jak bóg i nie tylko ja, ale wszyscy. Byliśmy zwartą grupą, zajebiście lojalną wobec siebie, wobec swoich. Nawet nie zauważyliśmy jak pewne nasze wartości odchodzą w dal. Ludzie odchodzili i przychodzili, pojawiali się złodzieje, narkomani, różni ludzie. Nadal byli z nami, byli naszą grupą, więc pewne wartości "nie kradnij" czy "nigdy nie wezme narkotykow" zaczęły lekko zanikać. Później zaczęły się gorsze wypady i gorsze akcje. Zdarzyło się, że w autobusie znalęźliśmy dzieciaka, który tak po prostu sobie jechał z dziewczyną, ale krzywo się patrzył. Coś w jego czarnym dresie mówiło, że to żyd, więc wyciągnęliśmy go z autobusu, spuściliśmy łomot i okradliśmy go z telefonu. We trzech. To był chyba początek zamazywania tych wartości. Żadnej honorowej walki i do tego kradzież. Ale fakt, że na tapecie telefonu była flaga cracovii mówiłą nam wszystko, ot odwaliliśmy piękną robotę. Później zaczęły się grubsze akcje, w bagażniku samochodu trzymaliśmy pałki, siekiery, różne, bo nic nie było wiadomo. Nie używaliśmy ich jeszcze, ale napalał nas fakt, że możemy nawet zginąć. Strach oblatywał, a leczyć strachu tak jak amfetamina nie potrafi nic. I przy okazji nic tak bardzo nie niszczy człowieka i nie uzależnia jak to gówno. Starsi to wiedzieli, my nie. Niestety.
No i tu zaczyna się już pełen hardcore. Nie wiem czy wiecie jaki jest człowiek na fecie. Szybciej myśli, szybciej działa, strachu nie ma w nim żadnego. Z tym, żę to taki jakby stan iluzjii. Gdy już jesteś w tym po uszy, to każdy dzień bez tego sprawia, że czujesz się jak gówno i leczysz się właśnie amfetaminą. To jest błędne koło, bo następnego dnia czujesz się jeszcze gorzej (do tego nieprzespany tydzień, to standard. Po tym nie chce się spać). Wielu ze znajomych, że tak powiem, odpadło. Stoczyło się, dwóch oszalało i wylądowało w szpitalu psychiatrycznym. Mięliśmy sporo wrogów, musięliśmy się pilnować za każdym razem gdy wychylałeś nogę przez drzwi frontowe własnego domu. Biznes musiał też się kręcić, zapotrzebowanie na fete było, a ty "przypadkiem" masz takiego, kto Ci to tanio odsprzeda, a ty drożej puścisz do znajomka w potrzebie. Teraz Twoi własni ludzie potrafili cię oszukać, bo nie mają grosza przy duszy - wezmą dziś, zapłacą jutro. Jutro nie będą mięli, bo musieli komus oddac. Pojutrze tez nie mają, bo musięli coś zapłacic. Przyjdz w dniu wypłaty - niestety wypłata poszła na nowe sztuki, nie na spłacony dług. Dłużników trzeba karcić, bo tylko tak można sobie wytworzyć reputacje (jeśli dałeś się okraść, to ludzie to zauważą i to wykorzystają). Nie wiem jak to jest w innych miejscach, ale u nas to była tzw. kosa. Ktoś z kimś miał kosę, zazwyczaj dobry kumpel z dobrym kumplem. Teraz już nie laliśmy żydków, ale siebie. Żydy były zboku, ot jak się napatoczyli, to dobry sport w ulaniu takiego.
Starsi to widzą i wykorzystują fakt. Opowiadają się po jakiejś stronie, wzbudzają strach. Amfetamina wzmaga paranoje, a Ty nie dość, żę bać musisz się odwetu od wroga za poprzednią akcję, to jeszcze wpierdolu od swoich własnych ludzi. I tak koło się zatacza cały czas, walczysz o reputacje we własnym gronie. Robisz coraz głupsze kroki, starsi chętnie Ci pomagają i zgarniają profit ze sprzedaży, a do tego jesteś im winny wiele. Nie tylko pieniądze. Jesteś im winny wypad na żydów, a to przyprawia Ci wrogów. Teraz już to nie jest frajda, ale konieczność. Automatycznie jesteś zamykany w swojej małej przestrzeni, bo właśnie widzisz, że więcej masz wrogów niż przyjaciół - szybko orientujesz się, że twoi "przyjaciele" łatwo mogą się obrócić przeciw tobie. Ale musisz być twardy, mieć swój honor. Bo nigdy, przenigdy nie zmieniło się jedno "Bóg, honor, ojczyzna". Nadal jesteś "żołnierzem", ale po prostu na polu walki rozpętała się przejebana wojna. Z tym, że przez tą ideologię nie potrafisz zauważyć, że to dawno straciło sens.
Zabijanie, przynajmniej u nas, było trochę dalej. Nie było koniecznośćią, nikt nie chciał zabijać i tymbardziej nikt nie chciał mieć z tym związku. Grupa rozpadła się, gdy zginęło parę pobitych osób, parę innych skoczyło z wiaduktu popełniając samobójstwo (z powodu śmierci przyjaciół). Z tym, że rozpadła się nasza grupa ultrasów, grupa przestępcza została, a ty byłeś w samym jej środku. Nie wiem jak opisać te wspomnienia, ale końcowy okres tego, to był jak jakiś chory, psychologiczny film. Nie masz pojęcia jak wiele problemów może mieć młody człowiek i jak bardzo nie wierzy, że to wszystko jego wina. Nikt tego nie chce zaakceptować, każdy zresztą już dawno został ćpunem i tym leczy wszystko. Mnie się udało wyrwać, stworzyć własną grupę. Zdobywać respekt, który kiedyś był nienaruszalny, a na końcu byłem marnym pionkiem (tak myślałem, bo tym pionkiem byłem odkąd zgodziłem się wyjechać na pierwszą akcje). Odpłąciłem się z nawiązką tym, którzy doprowadzili do takiego stanu rzeczy, a później uciekliśmy. Paru do wrocławia, dwóch do anglii, ja do warszawy, a niektórzy zostali i nie mam z nimi już kontaktu. Teraz to jest już marna przeszłość, to było dawno i nie myślę o tym.
Grupy są różne, ja widziałem jak jest w mojej, jak jest w paru innych, znajomych. Po tym stwierdziam jak to działa. Ludzie może i mają idee, ale one rzadko są ich własne. Ktoś im je wpaja, a oni je pelengują jak własne. Tak czy inaczej idee się zmieniają, zasady się zmieniają, Ty się zmieniasz i jeśli Twój kolega też jest w takiej większej grupie pseudo-kibiców, to ciężko byłoby uznać jego słowa za prawdziwe. Może nie nieszczere, ale po prostu nieprawdziwe, bo nie są jego własne.
Masz tu mój bardzo skrócony pamiętnik, mam nadzieje, że jakoś weźmiesz to pod uwagę patrząc na pseud-kibiców i na samo określenie "pseudo-kibice". Bo to wszystko niestety tylko udaje kibicowanie.
Ostatnio zmieniony 11 wrz 2014, 12:12 przez
k4cz0r200, łącznie zmieniany 1 raz.
Ani z kamienia ni z gliny tylko z Jasiowej przyczyny
Ani z kamienia ni z wody tylko z Jasiowej urody