Ale ja jestem przekonana, że jedzenie mięsa nie służy ludzkiemu organizmowi.
Zobacz: marchewka czy ziemniak, nawet wyrwane i przechowywane długie miesiące, wiosną pocięte na kawałki i wsadzone znów w ziemię, rosną dalej i tworzą nowe 'ciała' (a ziarna fasoli nawet po kilku latach wykiełkują). Czyli siła życiowa w nich musi być.
Niestety ginie przy poddaniu obróbce cieplnej... :/
A spróbuj znaleźć taką siłę życiową w kawałku mięsa, spraw, żeby z kawałka mięsa wyrosły nowe zwierzęta
.
Samo zwierzę odżywia się dobrze z natury rzeczy (choć o tych hodowlanych wielokrotnie nie da się tego powiedzieć, ale tu znów głupota ludzka i nic więcej, człowiek sobie nie zdaje sprawy z tego, że to, co da zwierzęciu, w końcu i w nim się znajdzie), więc przyswaja siłę życiową. Ale nie magazynuje jej w swoich komórkach, a przetwarza. Więc człowiek, który je jego mięso, już jej nie dostaje siłą rzeczy.
Ludzki organizm przyzwyczaja się do wszystkiego, co mu człowiek daje do przerobienia na energię. Ale sama logika mi mówi, że jeśli się mu nie da w pokarmie siły życiowej, to i nie ma on z czego odnawiać tych komórek, nie ma tej siły wystarczająco. Stąd już mały krok do chorób (choć one pojawiają się nie tylko jako efekt niewłaściwego odżywiania, rzecz jasna). Z jednej strony brak składników odżywczych (z siłą życiowa) albo zbyt mało, z drugiej - konieczność neutralizowania składników szkodliwych i cała energia, która mogłaby iść na odbudowę komórek organizmu, musi być kierowana na te toksyny...
Przy założeniu, że pierwsi ludzie odżywiali się darami natury bogatymi w siłę życiową, prowadzili zupełnie inny tryb życia, mieli bardzo dużo ruchu i żyli zgodnie z naturą, z porami dnia i nocy i roku, środowisko też wciąż było całkowicie naturalne, nie zatrute, naprawdę wielce możliwe wydaje się, że byli długowieczni.
A propos (bez cytatów, wiedza z najróżniejszych lektur + moje własne refleksje na te tematy), pierwsi ludzie nie mieli jeszcze 'zaplecza podświadomości', jak my mamy dziś. Co prawda byli otwarci na niewidzialną stronę życia, którą uważali za tak samo rzeczywistą jak widzialna, to byli istotami, które trzeba było wspomagać, żeby przetrwały w materialnym środowisku. Ludzkość (nie wiem, w jakiej ilości, ale to nieważne), generalnie, dopiero zaczynała drogę doświadczania, więc dopiero zaczynała zapisywać informacje w swojej świadomości i świadomości zbiorowej. Stąd i konieczność prowadzenia jej zupełnie inaczej niż to ma miejsce dziś (to w ogóle ewoluowało w miarę, jak ta świadomość zbiorowa zmieniała się z czasem). Zatem ludzie dostawali niekiedy dosłowne polecenia, co mają zrobić (dziś nie ma takiej potrzeby, dziś człowiek ma odpowiedzi na wszystkie swoje pytania w samym sobie, może czerpać mądrość z tych tysięcy lat doświadczeń, ile chce i potrafi). Żeby mogli przeżyć, po prostu. I żeby ludzkość nie wyginęła.
I jednym z takich dosłownych poleceń było zezwolenie na spożywanie mięsa. To było po potopie, kiedy wszelkie pola, lasy, łąki zostały zatopione i groził głód i śmierć. Ludzie nie przetrwaliby, zanim sytuacja wróciłaby do jako takiej normy, kiedy Ziemia znów rodziłaby wartościowe pożywienie.
Zdaje się, że to od tej pory to się zaczęło i ta długość ludzkiego życia też zaczęła się skracać?...
(co prawda w dzisiejszych czasach ta średnia się wydłuża, ale, mój Boże, co to za życie na starość...)