Lynx pisze:Ateizm – to taka fajna postawa.
Skoro nie można udowodnić tego co przecież nie jest (przynajmniej jeszcze długo nie będzie) „udowodnialne” – to ateista do końca będzie miał tzw. święty spokój. Nie musi wybierać, decydować..
Ty masz identycznie z krasnoludkiem. Ale także - jeśli nie wierzysz w nich - z Wisznu, Zeusem, Ra itd. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku.
Tylko dziwna jest ta potrzeba przy każdej okazji potwierdzania (sobie? innym?), że coś nie istnieje - zupełny przymus jak u katolików, że istnieje..
Nie ma takiej potrzeby. Ja jej nie mam. Ale lubię sobie pogadać z innymi, wierzącymi w bóstwa, ponieważ wychodzą ze swoją wiarą poza swoją prywatność. Religia jest faktem społecznym. Rozmawiam o założeniach, które to powodują, a które pośrednio już mnie dotyczą realnie. Religia w mojej ojczyźnie bardzo mocno wpływa na życie codzienne wszystkich obywateli.
Jedni i drudzy wykazują wyjątkowy brak wiary w umiejętność własnego myślenia, własnego osądu..
Ja się pod moim myślami podpisuję. Są moje, choć w dużej części skopiowane.
Jedni potrzebują podpory w postaci dogmatów,.
U mnie nie znajdziesz dogmatów. Ja wątpię we wszystko.
drudzy – dowodów naukowych..
Wszystkie dowody MUSZĄ opierać się na logice. Nie chcę wyodrębniać spośród nich "naukowych". Czyżby nienaukowe, to gwałcące logikę? Teologia robi to notorycznie. Staje się to manipulacją. Przeciwko tej protestuję publicznie. Nie chcę mieć obok siebie zmanipulowanych, działających jak bezmyślne kukiełki ludzi. Chcę, by wszyscy byli mądrzy.
Brak tu ciekawości i otwartości na to co może przynieść życie. A przecież tak naprawdę dopiero promile zjawisk i zależności występujących we wszechświecie zostały potwierdzone przez naukę. Większość to sprawy odbierane jedynie intuicyjnie.
Potwierdzenie naukowe jest TYMCZASOWE, czy o tym pamiętasz? Wynika z określonego rezultatu doświadczenia. A mylimy się często. Nic nie jest pewne. Taka jest nauka. I teologie powinny być takie same.
Upierdliwe przekonywanie się nawzajem o swoich racjach w konsekwencji daje obraz niewolniczego przywiązania do własnych (czy zawsze?) przekonań.
A do czego ja jestem przywiązany, oprócz upierdliwego wątpienia we wszystko?
A szczególnie wątpię w te idee, które - jak mi się wydaje - czynią ludzi niewolnikami, czyli w dogmaty.
Spróbujmy porozmawiać o dogmatyzmie i jego przeciwieństwie - wątpieniu, niepewności.
Czy dogmatyzm jest dobry, a jeśli tak, to dlaczego?
Czy wątpienie może być złe? Czy wątpienie w prawdziwość założeń religijnych, które dotyczą - czy tego chcę, czy nie - pośrednio ludzi niereligijnych jest złe?
To są przyczyny dyskusji o religii i wierze.