"POLSKI SZAMAN".
Andrzej Wierciński (1930-2003)
Profesor, antropolog i religioznawca;
. Po trudnym okresie dla wyższych uczelni ucisku ideologicznego w czasach komunistycznych, kiedy Rosiński został zwolniony, utworzył Pracownię Antropologiczną przy Kat. Archeologii Pierwotnej i Wczesnośredniowiecznej Polski UW (której został kierownikiem jako st. wykładowca w 1968), przekształconą następnie w Zakład Antropologii Historycznej Instytutu Archeologii na Wydz. Historii UW, tu został profesorem nadzw. (1978-83), a następnie zwyczajnym, będąc kierownikiem Zakładu w latach 1968-2000.
Oprócz tego od 1975 pracował także w Wyższej Szkole Pedagogicznej (od 2000 Akademii Świętokrzyskiej) w Kielcach, gdzie od 1993 do śmierci kierował Katedrą Antropologii Ogólnej na Wydziale Administracji i Zarządzania.
Od 1987 był też wykładowcą w Instytucie Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.
Prowadził serie wykładów na 13 zagranicznych uniwersytetach, m.in. na Uniwersytecie Humboldta w Berlinie, w Narodowym Instytucie Antropologii i Historii w Meksyku, w waszyngtońskim Smithsonian Institution, w paryskiej Sorbonie, a także w Kairze, Turynie, Moguncji, Bordeaux, Tbilisi, Nowym Orleanie, Chicago i Los Angeles.
Przedmiotem zainteresowań religioznawczych Profesora była;
magia,
szamanizm,
postać Zbawiciela,
kompleks religijno-symboliczny Wielkiej Bogini,
wyobrażenie Góry Kosmicznej,
wierzenia reinkarnacyjne,
religia aztecka.
Do jego osiągnięć należy porównanie tradycyjnego języka mitu ze współczesnym przekazem naukowym,
stworzenie oryginalnego ujęcia rozwoju światopoglądowego, analiza procesu symbolizacji (z uwzględnieniem zjawisk postrzeżenia, wyobrażenia i halucynacji), reinterpretacja Jungowskiego archetypu Cienia (nazywanego według własnej terminologii Antypersoną).
Profesor znany był przede wszystkim z kabalistycznej egzegezy Biblii, dokonywanej metodami gematrii.
Zmarły 8 grudnia bieżącego (2003) roku profesor Andrzej Wierciński był moim najstarszym — najstarszym nie wiekiem, lecz stażem — Przyjacielem.
pisze i wspomina zarazem Jerzy Prokopiuk.
Świat znał Go jako jednego z najwybitniejszych polskich myślicieli i uczonych: jako antropologa, religioznawcę a także gematrystę, autora licznych publikacji, wykładowcę trzech uczelni polskich i kilku zagranicznych, uczestnika wypraw naukowo-badawczych — między innymi do Egiptu i Meksyku.
Ja poznałem Go jako siedemnastoletniego chłopca, kolegę ze starszej klasy Męskiego Liceum Humanistycznego w Gliwicach — był to rok 1947.
W Andrzeju uderzały od razu trzy cechy: chłopięco-męska uroda, niesłychanie sprawny umysł i silna wola. Trudno więc było by mi znaleźć wspanialszego mentora — w wieku, w którym przynajmniej niektórzy — młodzi chłopcy takiego szukają.
Tak zaczęła się nasza przyjaźń — i trwała, choć nie zawsze w taki sam sposób, przeszło pół wieku.
Połączyło nas przede wszystkim wspólne dojrzewanie umysłowe i światopoglądowe.
Najsilniej wszakże przejawiło się ono w dziedzinach takich dziedzinach, jak ezoteryka, religioznawstwo i filozofia. („Dzieliła” jedynie różnica stylów: Andrzej własną drogę, niemal od początku, oparł na fundamencie przyrodoznawstwa, ja pozostałem zawsze humanistą.
On — poprzez krótkotrwałe studia fizyczne i wieloletnie, głębokie studium antropologii — wypłynął na szerokie wody humanistyki w wieku dojrzałym — kiedy ja konfrontowałem się z takimi tytanami ezoteryki i psychologii głębi, jak Rudolf Steiner i Carl Gustav Jung.)
W szkole obaj byliśmy prawdziwymi enfants terribles spekulacji nastolatków — „stworzyliśmy” dwa własne (jak nam się wydawało) światopoglądy: neopanteizm i uniwersalizm — zarazem znajdując własnego, wspólnego nam nauczyciela, teozofa, Waldemara Borchardta, i walcząc w szkole na dwóch „frontach światopoglądowych”: z klasowymi katolikami i marksistami.
W tym czasie stworzyliśmy z Andrzejem w naszym gliwickim liceum własny oddział Towarzystwa Miłośników Nauk, które już wcześniej powstało w Bielsku Białej pod prezesurą (późniejszego profesora psychiatrii) Zdzisława Bizonia, a do którego należeli: (późniejszy profesor antropologii) Tadeusz Bielicki, (z czasem doktor chemii i pracownik Instytutu Badań Jądrowych) Eugeniusz Weźranowski, (dzisiejszy wybitny krytyk filmowy) Jerzy Schönborn, (późniejszy fizyk mieszkający w Izraelu) Teoś Weber i cały szereg innych młodych i równie obiecujących ludzi.
Na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych razem podjęliśmy (nieudaną) próbę konspiracji antykomunistycznej: dla mnie skończyła się ona paromiesięcznym więzieniem mokotowskim między wrześniem a grudniem 1953 roku.
Nasza przyjaźń trwała także w okresie studiów: antropologicznych — Andrzeja, orientalistycznych, anglistycznych i filozoficznych — moich.
Dzięki Andrzejowi także poznałem pod koniec 1949 roku mojego wspaniałego nauczyciela antropozofii: Roberta Waltera.
Potem nasze drogi zaczęły się rozchodzić. Rozchodzić — nie w sensie niechęci, lecz w pozytywnym znaczeniu rozwoju indywidualności na własnych drogach. Drogi te przypominały kerykeion Hermesa: były odrębne i zarazem nieustannie się przecinały. Przejawem takich przecięć było zaproszenie mnie — kilkakrotne — przez Andrzeja do udziału w organizowanych przezeń w Kielcach konferencjach „The Peculiarity of Man”. Z drugiej strony Andrzej zechciał dwukrotnie wystąpić kilkakrotnie z odczytami na temat daat w pierwszym Klubie Gnosis. Tekst swój opublikował także w jednym z numerów nieregularnika GNOSIS.
Jeszcze krótko przed śmiercią Andrzej zgodził się być „promotorem” na promocji mojej ostatniej książki Światłość i radość — niestety stan zdrowia już Mu na to nie pozwolił.
Odszedł wielki Człowiek — odszedł Przyjaciel. Czymże jest śmierć? Nowym życiem po życiu. Do zobaczenia, Andrzeju!
Jerzy Prokopiuk