Byłam dziś po raz pierwszy na ich nabożeństwie. Nie z zamysłem nawrócenia, tak tylko obczaić, jak to wygląda. Przeżyłam pozytywny szok.
Faktycznie, nie miałam styczności z żadnym innym chrześcijaństwem niż w wydaniu katolików...wszystko jeszcze obrzydza mi pewna znajoma, która robi wrażenie dewotki, a ma tak małą wiedzę o tym, w co wierzy...
Postanowiłam gdzieś poszukać.
To jest niesamowite. Gdy trafiam w takie miejsca, wychodzę z lekkim sercem, że jeszcze są miejsca, gdzie ludzie choć trochę są tacy, jacy być powinni, a przynajmniej się starają. Wchodzę-pełen luz, wszyscy rozmawiają , jakieś dzieci bawią się na podłodze. Parę osób do mnie podeszło, podało rękę, przedstawiło się, pytali skąd jestem i jak się dowiedziałam o ich społeczności. Normalna salka. Krzesła, pośrodku prowizoryczny stół na Pismo i skromny krzyż na ścianie. Wszystko miało swoją siłę w ludziach, w pozytywnej energii jaką kierowali ku Bogu, sile ich modlitwy, a nie w oprawce i dodatkach. To było coś pięknego. Pieśni- ale nie pompatyczne i smętne, wykonywane przez nich z radością (sami wierni grają na czymś, na gitarze, bongosach, tamburynie) chwalą swojego Boga, naprawdę płynie z tego miłość, widziałam dziewczynę która miała zamknięte oczy, inni wyciągali przed siebie ręce....Żadnego składania rączek, klękania, spowiedzi, gróźb potępieniem, ustawiania się w kolejce po opłatek. Tysiąca świętych i Maryjek na ścianach. Ewangelia, po przeczytaniu jest omawiana na luzie, bez zbędnej pompatyczności. Czasem nawet pastor wtrącił jakiś żarcik. Zrozumiałym językiem. Modlitwy nie są klepanymi na pamięć formułkami (zastanawiałam się ile ludzi naprawdę myśli o Bogu, czy o swoich intencjach odmawiając np. Skład Apostolski,a ile dołącza się do chóru głosów i bezmyślnie klepie z pamięci, myśląc co zrobi na obiad)
Modlitwa była niesamowita!
Po prostu każdy mówił do siebie na głos lub pod nosem, o co chce się modlić. To była taka szczerość...piękne.
Zresztą też na koniec padło pytanie, czy ktoś ma specjalne prośby za modlitwy w czyjejś intencji. Jedna babka powiedziała, że modli się za kogoś tam ze zboru, bo choruje, inny facet chciał za ciężko chorego kuzyna...
Ja jestem po prostu w pozytywnym szoku, ci ludzie podczas nabożeństwa naprawdę są Domem Bożym (jest taki wyjątek w Piśmie, gdzie jest o tym powiedziane, że Kościół tworzą wierni...jakoś w kościele tego nie widziałam. Wchodzi się jak do autobusu, obcy ludzie, patrzą na ciebie krzywo jak się o ławkę potkniesz, albo dzieciak ci beczy. Co bardziej beznadziejni, szczególnie na wsi, oglądają co sąsiadka założyła. ) gadają ze sobą, do mnie to chyba wszyscy podchodzili na koniec i pytali skąd jestem...kurczę...mam serducho tak napełnione ciepełkiem....echhh. Pewnie jeszcze tam wrócę.
Re: Zielonoświątkowcy
1
Ostatnio zmieniony 21 lis 2010, 14:33 przez lapicaroda, łącznie zmieniany 1 raz.