Najbezpieczniejsze, najbardziej rozsądne jest podejście: nigdy po nikim nie spodziewaj się zmian - jeśli już, to tylko na gorsze
Unikamy wtedy wielu zbędnych rozczarowań.
A jeśli ktoś, na samym starcie brnie w myślenie, że np. miłość, wspólne zamieszkanie itd. zmienią charakter drugiego człowieka, to należy bić na alarm i wypić potężną szklanicę lodowatej wody.
Ludzi kochamy raczej nie za coś (a na pewno nie za to kim mogliby być), a mimo czegoś.
Jeśli są cechy, które nam bardzo przeszkadzaja, które chcielibyśmy z kogoś wyrwać z korzeniami najlepiej, i nie daj boziu mamy nadzieję, że nam się to uda, to uważam, że popełniamy wielki błąd. Ja wiem, że mozna swoją obecnością, uczuciem odmienic cudze życie, tylko są pewne granice, które każdy człwiek przekracza sam. Mozna ciagnąć kogoś całe życie za sobą, mozna kogos popychać do zmian-może nawet będzie pozornie wszystko grało. Tylko to nie o to chyba chodzi, żeby ciagnąć i popychać, ale żeby iść obok siebie-ramię w ramię.
Mozna walczyc z czyimś bałaganiarstwem, z zamiłowaniem do nadmiaru zakupów-takie oklepane z życia codziennego. ale nie mozna np. wymagać, żeby ktoś lubił ludzi, spotkania z nimi, bo ja lubię.
"Nie szukaj osoby, z którą możesz żyć, ale tej, bez której żyć nie możesz" - to taka kwintesencja akceptacji dla mnie.
A tak na marginesie-dla mnie wszyscy, którzy decydują się na małżeństwo i przede wszystkim na zakładanie rodziny (czli mniej lub bardziej, ale planują potomstwo), obowiązkowo powinni zamieszkać ze sobą wcześniej. Myślę, że wiele par, nim ich życie bardziej się pokomplikuje albo nauczyłoby się żyć razem (na zasadzie naturalnych kompromisów wynikajacych z codzienności) albo szukałoby swojego szczęścia gdzie indziej.