Re: Prehistoria PARAPSYCHOLOGII

1
I wszyscy razem:
:daw1:
„Do wykopania jeden trup,
:daw1:
jeden jedyny i nic więcej!”.


Powiedzmy sobie szczerze:

któż z nas nie marzył w dzieciństwie, by w przyszłości zostać hieną cmentarną?
:muslim3:
Zajęcie dochodowe, z wielowiekową tradycją, a w dodatku można poznać sporo interesujących ludzi.
Same bonusy!
:daw1:
Mnie osobiście plądrowanie grobów zawsze kojarzyło się z otwieraniem kinder-niespodzianki: w dobrze znanym opakowaniu, kryje się zupełnie nowa zabawka.

„I sell the dead” świadczy dobitnie, iż nie byłem w swoich zapatrywaniach odosobniony.


CI WIELCY...


i Ci mali, ale całkiem zabawni.


Jak to możliwe, że Leonardo da Vinci oczyma wyobraźni dostrzegł rzeczy, które później się sprawdziły

. Jako inżynier, Leonardo tworzył projekty wyprzedzające jego czas, opracowując koncepcję helikoptera, czołgu, wykorzystania podstaw tektoniki płyt, podwójnego

kadłuba łodzi i wiele innych innowacji.

Obrazek


Względnie mała liczba jego pomysłów została wcielona w życie za jego czasów.


Sławę Michaelowi de Notredame przyniosły przepowiednie dotyczące losu Henryka II. Jedna z nich głosiła, że wkrótce nadejdzie czas, „kiedy jednooki zostanie królem”. Następna głosiła: „Młody lew pokona starego na polu walki w bezpośrednim pojedynku; utkwi oczy swoje w ich złotej klatce; dwie rany w jednej, po czym skona okrutną śmiercią.”

1 lipca 1559 roku król zaszczycił swą obecnością turniej rycerski, biorąc udział w jednym z pojedynków. Lanca jego przeciwnika ześlizgnęła się z królewskiego hełmu i ugodziła monarchę prosto w oko. Rycerz, który miał zaszczyt potykać się z królem, młodszy od niego hrabia de Montgomery, z przerażeniem spostrzegł, że jego broń pęka i ponownie rani króla w gardło. Po dziesięciu dniach straszliwych męczarni król Henryk II zmarł. Do dziś jest on jedynym jednookim władcą Francji.

Obrazek


Przypomniano sobie przepowiednię Nostradamusa. Wrodzy wszelkim geniuszom ówcześni hierarchowie Kościoła Katolickiego skłonni byli posłać tego utalentowanego wieszcza na stos. Od niechybnej śmierci uratowała Nostradamusa owdowiała królowa Katarzyna.

Nostardamus przepowiedział też nadejście pierwszego Antychrysta słowami: „Cesarz, urodzi się niedaleko Italii; bardziej rzeźnik niż książę; dużo będzie kosztował istnień ludzkich”. Zdaniem interpretatorów był to Napoleon. Przepowiedziana została też klęska Napoleona w Moskwie i pod Waterloo („Orły pokonają orła”). Kilka z czterowierszy przepowiada też upadek kolonialnej potęgi Portugalii i powstanie Imperium Brytyjskiego oraz panowanie Anglii na morzach. Inne – przepowiadają upadek królów angielskich i rządy uzurpatora Crommwella.
Ostatnio zmieniony 25 paź 2010, 12:23 przez Krzysiek, łącznie zmieniany 3 razy.
"ŚWIADOMOŚĆ jest jak wiatr,
o którym można powiedzieć, iż wieje,
ale nie ma sensu pytać o to,
gdzie jest wiatr, kiedy n i e wieje."


_________________
Z Foresta Gump`a"

Re: Prehistoria PARAPSYCHOLOGII

2
:black: Jana Potockiego zmagania z siłą nieczystą. :black2:

Obrazek


Opowieści o tym, jakoby hrabia z Uładówki zastrzelił się srebrną kulą, ponieważ uważał, że jest wilkołakiem, który dybie po nocach na niewinne istoty wędrujące przez dworski park i okoliczne pola, wymyślił ktoś długo po jego śmierci. Ta zaś nie wyglądała wcale tak, jak chcieli to widzieć poeci i literaci skłonni do romantycznych egzaltacji.
Według nich człowiek potrafi przed śmiercią przygotować starannie broń, udać się do kaplicy tuż po wieczornej mszy i poprosić księdza zdejmującego ornat w asyście ministrantów o poświęcenie srebrnej kuli. Ujmujące to wizje, ale całkiem nieprawdziwe. Nikt, nawet pan hrabia z Uładówki nie mógłby tuż przed śmiercią zachować się w taki sposób. Człowiek, który postanawia umrzeć, jest bowiem tak samo przerażony tym, co będzie potem, jak wszyscy ci, którzy umierać nie chcieli, a których wrzucono przemocą w wielki dół śmierci. Tak więc pan hrabia nie usiadł przy nakrytym białym obrusem stole w jadalni, nie spojrzał przed strzałem na portrety przodków i nie przeżegnał się.
Najpierw długo, w samej koszuli błąkał się po domu w poszukiwaniu pistoletu. Przerażona i dobrze znająca swego pana służba pochowała bowiem przytomnie całą broń, jaka była w pałacu. Kiedy wydawało się, że pan hrabia nic nie znajdzie i wściekłość, przerażenie oraz gniew na samego siebie w końcu miną, wygrzebał, jak na złość, gdzieś w lamusie stary pistolet. Hajducy twierdzili potem, że był to raczej samopał, z którego bardzo trudno byłoby wystrzelić. Hrabiemu jednak się udało, ponieważ zawsze udawało mu się wszystko, czego się podjął.

Obrazek


Śmierć pana hrabiego nie była ponurym misterium pełnym tajemniczego piękna, było to raczej gwałtowne zejście pełne krzyku, wydzielin ciała, protestów i płaczu kobiet czeladnych. Pan hrabia groził domownikom i służbie nabitą bronią, aż wreszcie pozwolono mu zatrzasnąć drzwi pokoju. Potem usłyszano strzał. Hajduk, który pierwszy wpadł do komnaty, żeby sprawdzić, czy nie da się jeszcze uratować pana, wybiegł stamtąd blady jak płótno, zakrywając usta wielką dłonią. Wezwany z Winnicy medyk tylko pokręcił głową, gdy zobaczył ciało leżące na podłodze. Pośmiertny wygląd Jana Nepomucena Potockiego daleki był od tego, do czego przywykły oczy doktora. Hrabia, wbrew uładzonym wersjom wydarzeń, nie włożył lufy pistoletu do ust i nie pociągnął za spust. Wbiegł po prostu wściekły i blady do swojej sypialni i wypalił sobie w twarz z bliskiej odległości. Leżał potem na podłodze, w surducie narzuconym na koszulę nocną, bosy, z poskręcanymi stopami i kolanami sterczącymi jak białe głazy przy sycylijskich i marokańskich drogach.

Pochowano go w sieni kościoła w Pikowie. Pogrzeb był cichy i wstydliwy. Było to pierwszego stycznia 1815 roku, jeśli oczywiście liczyć daty według kalendarza gregoriańskiego.
Ostatnio zmieniony 25 paź 2010, 12:49 przez Krzysiek, łącznie zmieniany 3 razy.
"ŚWIADOMOŚĆ jest jak wiatr,
o którym można powiedzieć, iż wieje,
ale nie ma sensu pytać o to,
gdzie jest wiatr, kiedy n i e wieje."


_________________
Z Foresta Gump`a"

Re: Prehistoria PARAPSYCHOLOGII

3
OKULTYŚCI NA DWORZE STEFANA BATOREGO

W Rzeczpospolitej, przez pewien okres czasu, na dworze Stefana Batorego, przebywali słynni na całym świecie angielscy okultyści John Dee i Edward Kelley. Doktor Dee znany był ze swoich seansów spirytystycznych, nazywano go ,,Merlinem Królowej Elżbiety”. Parał się czarnoksięstwem i magią, pod protekcją europejskich władców. Swoje rozmowy z astralnymi bytami zapisał w manuskrypcie ,,A True and Faithful Relation of What Passed for Many Years between Dr J. Dee and Some Spirits”. Dee, 13 maja 1583 roku zawarł znajomość z wojewodą Olbrachtem Łaskim, ambitnym politykiem, szlachcicem zainteresowanym alchemią i magią. Łaski chciał zasięgnąć rady Dee w sprawie trapiącej go podagry.

Obrazek


Dee i Kelley mieli kilka wizji związanych z polskim wojewodą. Jedną z nich była anielska dziewczynka, niejaka Madini, która zapowiedziała, że brytyjscy alchemicy napiszą książkę przewyższającą swoją potęgą Biblię. Magowie zapisywali wiadomości, przesłania, podawane im przez istoty nie z tego świata, za pomocą tajnych znaków, tak zwanego języka enoickiego. O Łaskim, anioł miał powiedzieć: „Słońce nie zakończy swego biegu, gdy zostanie on królem. Mądrość jego wywoła wielką zmianę w Polsce, jak i na całym świecie”. Dalsze seanse spirytystyczne, już z udziałem wojewody, zapowiedziały nawrócenie się Żydów, Turków, śmierć Batorego w wojnie i przejęcie władzy przez Łaskiego. Po przybyciu do Rzeczypospolitej, Dwójka brytyjskich okultystów przekonywała polskiego króla, by ten wywołał wojnę z Czechami, gdyż tak podpowiedział im anioł Uriel. Do końca nie wiadomo, jaki spirytyści mieliby cel w zorganizowaniu takiej rzezi, gdyż władca czeski Rudolf, nazywany ,,królem alchemików”, przyjął ich na swym dworze bardzo dobrze. Opuszczając Polskę, okultyści rozstali się.

Doktor John wrócił do Anglii, Kelley po raz kolejny udał się do Pragi, by tam pracować na wyprodukowaniem złota dla króla Rudolfa. Prawdopodobnie Stefan Batory poinformował czeskiego władcę, o wojennych poradach, jakie dawali mu Anglicy. Kelley w 1595 roku dostał się do więzienia, a podczas próby ucieczki, wypadł z okna i zginął. Rudolf II uznał, że eksperymenty alchemika, zamiast dawać mu złoto, skutecznie odchudzają jego skarbiec, dlatego też oskarżenie o podżeganie do wojny, wydawało się dobrym pretekstem, do pozbycia się problematycznego Kelley’a. To jednak nie koniec polskich akcentów, w historii znanych brytyjskich okultystów.

Dee, podobnie jak Twardowski, korzystał z magicznego zwierciadła, w którym to objawiały się nadprzyrodzone istoty. Lustro jest typowym dla średniowiecza i nowożytności elementem rytuałów okultystycznych, gdyż jak twierdzono, stanowi ono bramę pomiędzy wymiarami, odbicie świata demonów i zjaw. Kolejna wizyta Anglików w Krakowie, jeszcze przed śmiercią Kalley’a, miała miejsce za panowania Zygmunta III Wazy, w 1587 roku. Król został ostrzeżony przez Państwo Kościelne, które sugerowało, że John Dee praktykuje okultyzm. Władca Polski zaprosił na swój dwór magów, lecz odnosił się w stosunku do nich dosyć sceptycznie. Wtedy też zaszło coś, co uprzedziło doktora Johna do eksperymentowania ze zwierciadłem i rozmów z objawiającymi się w lustrze bytami. Podczas jednego z seansów duchy zażądały, aby Dee i Kelley na jedną noc zamienili się żonami, co doktorowi najwyraźniej się nie spodobało.

Istniała pewna sprzeczność pomiędzy szalejącymi polowaniami na czarownice, czarnoksiężników i sług Szatana, a popularnością, jaką cieszyli się różni szarlatani na dworach królewskich. O ile ich obecność w życiu zafascynowanej alchemią Elżbiety I, czy obłąkanego schizofrenika Rudolfa II nie budzi dużych niejasności, o tyle zagorzały katolik Zygmunt III Waza, goszczący na swym zamku magików, jest pewnym fenomenem.
Ostatnio zmieniony 25 paź 2010, 23:23 przez Krzysiek, łącznie zmieniany 3 razy.
"ŚWIADOMOŚĆ jest jak wiatr,
o którym można powiedzieć, iż wieje,
ale nie ma sensu pytać o to,
gdzie jest wiatr, kiedy n i e wieje."


_________________
Z Foresta Gump`a"

Re: Prehistoria PARAPSYCHOLOGII

4
"POLSKI SZAMAN".

Obrazek


Andrzej Wierciński (1930-2003)

Profesor, antropolog i religioznawca;

. Po trudnym okresie dla wyższych uczelni ucisku ideologicznego w czasach komunistycznych, kiedy Rosiński został zwolniony, utworzył Pracownię Antropologiczną przy Kat. Archeologii Pierwotnej i Wczesnośredniowiecznej Polski UW (której został kierownikiem jako st. wykładowca w 1968), przekształconą następnie w Zakład Antropologii Historycznej Instytutu Archeologii na Wydz. Historii UW, tu został profesorem nadzw. (1978-83), a następnie zwyczajnym, będąc kierownikiem Zakładu w latach 1968-2000.

Oprócz tego od 1975 pracował także w Wyższej Szkole Pedagogicznej (od 2000 Akademii Świętokrzyskiej) w Kielcach, gdzie od 1993 do śmierci kierował Katedrą Antropologii Ogólnej na Wydziale Administracji i Zarządzania.

Od 1987 był też wykładowcą w Instytucie Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.

Prowadził serie wykładów na 13 zagranicznych uniwersytetach, m.in. na Uniwersytecie Humboldta w Berlinie, w Narodowym Instytucie Antropologii i Historii w Meksyku, w waszyngtońskim Smithsonian Institution, w paryskiej Sorbonie, a także w Kairze, Turynie, Moguncji, Bordeaux, Tbilisi, Nowym Orleanie, Chicago i Los Angeles.
Przedmiotem zainteresowań religioznawczych Profesora była;
magia,
szamanizm,
postać Zbawiciela,
kompleks religijno-symboliczny Wielkiej Bogini,
wyobrażenie Góry Kosmicznej,
wierzenia reinkarnacyjne,
religia aztecka.
Do jego osiągnięć należy porównanie tradycyjnego języka mitu ze współczesnym przekazem naukowym,
stworzenie oryginalnego ujęcia rozwoju światopoglądowego, analiza procesu symbolizacji (z uwzględnieniem zjawisk postrzeżenia, wyobrażenia i halucynacji), reinterpretacja Jungowskiego archetypu Cienia (nazywanego według własnej terminologii Antypersoną).
Profesor znany był przede wszystkim z kabalistycznej egzegezy Biblii, dokonywanej metodami gematrii.

Zmarły 8 grudnia bieżącego (2003) roku profesor Andrzej Wierciński był moim najstarszym — najstarszym nie wiekiem, lecz stażem — Przyjacielem.

pisze i wspomina zarazem Jerzy Prokopiuk.

Świat znał Go jako jednego z najwybitniejszych polskich myślicieli i uczonych: jako antropologa, religioznawcę a także gematrystę, autora licznych publikacji, wykładowcę trzech uczelni polskich i kilku zagranicznych, uczestnika wypraw naukowo-badawczych — między innymi do Egiptu i Meksyku.

Ja poznałem Go jako siedemnastoletniego chłopca, kolegę ze starszej klasy Męskiego Liceum Humanistycznego w Gliwicach — był to rok 1947.

W Andrzeju uderzały od razu trzy cechy: chłopięco-męska uroda, niesłychanie sprawny umysł i silna wola. Trudno więc było by mi znaleźć wspanialszego mentora — w wieku, w którym przynajmniej niektórzy — młodzi chłopcy takiego szukają.

Tak zaczęła się nasza przyjaźń — i trwała, choć nie zawsze w taki sam sposób, przeszło pół wieku.

Połączyło nas przede wszystkim wspólne dojrzewanie umysłowe i światopoglądowe.

Najsilniej wszakże przejawiło się ono w dziedzinach takich dziedzinach, jak ezoteryka, religioznawstwo i filozofia. („Dzieliła” jedynie różnica stylów: Andrzej własną drogę, niemal od początku, oparł na fundamencie przyrodoznawstwa, ja pozostałem zawsze humanistą.

On — poprzez krótkotrwałe studia fizyczne i wieloletnie, głębokie studium antropologii — wypłynął na szerokie wody humanistyki w wieku dojrzałym — kiedy ja konfrontowałem się z takimi tytanami ezoteryki i psychologii głębi, jak Rudolf Steiner i Carl Gustav Jung.)

W szkole obaj byliśmy prawdziwymi enfants terribles spekulacji nastolatków — „stworzyliśmy” dwa własne (jak nam się wydawało) światopoglądy: neopanteizm i uniwersalizm — zarazem znajdując własnego, wspólnego nam nauczyciela, teozofa, Waldemara Borchardta, i walcząc w szkole na dwóch „frontach światopoglądowych”: z klasowymi katolikami i marksistami.

W tym czasie stworzyliśmy z Andrzejem w naszym gliwickim liceum własny oddział Towarzystwa Miłośników Nauk, które już wcześniej powstało w Bielsku Białej pod prezesurą (późniejszego profesora psychiatrii) Zdzisława Bizonia, a do którego należeli: (późniejszy profesor antropologii) Tadeusz Bielicki, (z czasem doktor chemii i pracownik Instytutu Badań Jądrowych) Eugeniusz Weźranowski, (dzisiejszy wybitny krytyk filmowy) Jerzy Schönborn, (późniejszy fizyk mieszkający w Izraelu) Teoś Weber i cały szereg innych młodych i równie obiecujących ludzi.

Na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych razem podjęliśmy (nieudaną) próbę konspiracji antykomunistycznej: dla mnie skończyła się ona paromiesięcznym więzieniem mokotowskim między wrześniem a grudniem 1953 roku.

Nasza przyjaźń trwała także w okresie studiów: antropologicznych — Andrzeja, orientalistycznych, anglistycznych i filozoficznych — moich.

Dzięki Andrzejowi także poznałem pod koniec 1949 roku mojego wspaniałego nauczyciela antropozofii: Roberta Waltera.

Potem nasze drogi zaczęły się rozchodzić. Rozchodzić — nie w sensie niechęci, lecz w pozytywnym znaczeniu rozwoju indywidualności na własnych drogach. Drogi te przypominały kerykeion Hermesa: były odrębne i zarazem nieustannie się przecinały. Przejawem takich przecięć było zaproszenie mnie — kilkakrotne — przez Andrzeja do udziału w organizowanych przezeń w Kielcach konferencjach „The Peculiarity of Man”. Z drugiej strony Andrzej zechciał dwukrotnie wystąpić kilkakrotnie z odczytami na temat daat w pierwszym Klubie Gnosis. Tekst swój opublikował także w jednym z numerów nieregularnika GNOSIS.

Jeszcze krótko przed śmiercią Andrzej zgodził się być „promotorem” na promocji mojej ostatniej książki Światłość i radość — niestety stan zdrowia już Mu na to nie pozwolił.

Odszedł wielki Człowiek — odszedł Przyjaciel. Czymże jest śmierć? Nowym życiem po życiu. Do zobaczenia, Andrzeju!



Jerzy Prokopiuk
Ostatnio zmieniony 27 paź 2010, 16:20 przez Krzysiek, łącznie zmieniany 2 razy.
"ŚWIADOMOŚĆ jest jak wiatr,
o którym można powiedzieć, iż wieje,
ale nie ma sensu pytać o to,
gdzie jest wiatr, kiedy n i e wieje."


_________________
Z Foresta Gump`a"

Re: Prehistoria PARAPSYCHOLOGII

6
Wojciech Jóźwiak

Rodzime, słowiańskie i polskie
odpowiedniki działań core-szamanizmu

Szamanizm, czy raczej to, co się dzieje pod tą rozciągliwą nazwą, składa się z dwóch przynajmniej przeplatających się wątków:

po pierwsze, jest tu wątek etniczny, czyli praktyki i obrzędy zapożyczane od "ludzi ziemi", a więc z tradycji ludów mniej lub bardziej pierwotnych (kiedy się wchodzi na tematy szamańskie, zadziwia nieadekwatność niemal każdego używanego słowa... każde by właściwie należało brać w cudzysłów...)

- po drugie jest to neoszamanizm czyli, po angielsku, core shamanism, czyli szamanizm Białych, odarty z etnograficznych dodatków (nieuzasadnionych przecież w tym-naszym kręgu kulturowym), tak aby reprezentował tylko goły rdzeń (core) tego, co właściwie określone jest ogólnoludzką fizjologią i psychologią ludzkiego umysłu jako takiego.
No więc, etno kontra core.

To, co robię na swoich warsztatach nie należy - co oczywiste - do żadnej tradycji etno, musi więc być core, i nigdy nie próbowałem udawać, że jest inaczej.

Tak nakazuje choćby elementarna przyzwoitość, bo praktyki, które czynię i przekazuję, których nauczyłem się od Thomsona i Sancheza, dalekie są przecież od swoich indiańskich pierwowzorów niby siódma woda od kisielu.

[youtube][/youtube]

Prowadząc szałas potu lub pogrzeb wojownika przypominam zawsze o pochodzeniu tych działań i od kogo się ich nauczyłem, staram się jednak nie czynić uczestnikom złudzeń, że oto biorą udział w czymś indiańskim, bo nie biorą.

Z drugiej jednak strony jak się dobrze przyjrzeć, to można spostrzec, że te praktyki, które okrężną drogą poprzez kilka ogniw przekazu przywędrowały z Ameryki (tej indiańskiej, "natywnej") mają jednak pewne umocowanie w naszej tradycji rodzimej, słowiańskiej i polskiej.

Każda indiańsko-szamańska ceremonia zaczyna się od okadzenia uczestników dymem, zwykle z szałwi gatunku white sage, Salvia appiana.

Ale ta sama nazwa sage bywa używana dla określenia innych aromatycznych ziół, także o żywicznym zapachu, choć nie spokrewnionym z szałwią, należących do rodzaju Artemisia czyli bylica.

U nas najbardziej aromatycznym przedstawicielem bylic jest piołun, Artemisia absinthum, od zawsze używany przez Słowian jako ziele magiczne trzymające z dala złe moce.

W baśni Leśmiana "Majka" bohater, chłop Marcin Dziura, spotykając się z tytułową boginką pilnie dba, by mieć gałązkę bylicy za połą, bo inaczej jego ukochana wciągnęłaby go bez powrotu w głębiny swego jeziora
. Podobieństwo funkcji do indiańskiego zastosowania dymu z szałwii jest pełne: oba zioła budują ochronny krąg, utrzymujący uczestnika rytuału w stanie czystości. Bylica-piołun była też rekwizytem w najbardziej pogańskim (w sensie: niemożliwym do zaakceptowania i znienawidzonym przez kler) obrzędzie Słowian, mianowicie w Nocy Kupalnej.
Chodzenie po ogniu, o ile mi wiadomo, nie ma indiańskich tradycji, a jako obyczaj New Age'u zostało wykreowane na wzór różnych etnicznych pierwowzorów, głównie, jak się wydaje, choć nie tylko, hawajskich.
Chodzenie po ogniu istnieje do dziś w słowiańskim obszarze kulturowym - w Bułgarii jako nestinarstwo.

Nie jest to chyba obrzęd, który przywędrował ze Słowianami, gdyż brak go gdzie indziej, więc raczej wygląda na tradycję miejscową, bałkańską - może o trackich źródłach?

Rzecz warta dowiedzenia się.

[youtube][/youtube]

Ale jednak to niedaleko od nas! Szałas potu ma odpowiedniki wschodnioeuropejskie, jest przecież ruska bania, mało różniąca się od słynnej fińskiej sauny.

Wydaje się, że są tu dwie tradycje: jedna północna, którą reprezentują łaźnie fińskie i z północnej Rosji, a druga bałkańska, gdzie nazwa banja (łaźnia) wywodzi się od greckiego słowa balaneion (nazwa okrągłego naczynia do grzania wody).

Ta nazwa - u nas bania - jest wielce tajemnicza.

.


Wojciech Jóźwiak
Ostatnio zmieniony 27 paź 2010, 17:01 przez Krzysiek, łącznie zmieniany 2 razy.
"ŚWIADOMOŚĆ jest jak wiatr,
o którym można powiedzieć, iż wieje,
ale nie ma sensu pytać o to,
gdzie jest wiatr, kiedy n i e wieje."


_________________
Z Foresta Gump`a"

Re: Prehistoria PARAPSYCHOLOGII

7
:black2:Szamanizm:black2:

[youtube][/youtube]


HYMN NEOPOGAN SŁOWIAŃSKICH


Szamanizmem właściwym nazywamy szamanizm występujący w społecznościach plemiennych Syberii i środkowej Azji, w których szamanizm stanowi fundamentalny czynnik życia religijnego. Ślady szamanizmu obecne są bardziej lub mniej w religiach tradycyjnych na wszystkich kontynentach świata. Skłania to badaczy do przyjęcia tezy o archaicznym pochodzeniu tych wierzeń, opartych na dwóch rzeczywistościach (namacalnej i duchowej) oraz na trzech piętrach organizacji świata (kosmologia): duchowym Świecie Dolnym, Świecie Środkowym - ziemskim - i Świecie Górnym, niebieskim świecie duchowym. Z podziałem tym związana jest też idea drzewa kosmicznego, które łączy ze sobą trzy światy.

Obrazek


Neopogaństwo (czasem błędnie neopoganizm), to powszechne, acz niezbyt precyzyjne, zbiorowe określenie współczesnych systemów wierzeń, zarówno odwołujących się do etnicznej (zazwyczaj przedchrześcijańskiej lub określanej przez chrześcijan jako pogańska) religii danego regionu lub kraju, jak i powstałych współcześnie, całkowicie od podstaw (nie sięgając do żadnego konkretnego systemu wierzeń etnicznych / pierwotnych), ale mimo to posiadające ogólne cechy pogańskie - np. będące klasyfikowane jako politeizm.

W formie przymiotnika terminem tym określa się też powszechnie niektóre oficjalnie zarejestrowane i działające związki wyznaniowe (w tym część tzw. nowych ruchów religijnych).
Poganie bądź neopoganie etniczni, powszechniej stosują (bez tego rodzaju nacechowania) termin - rodzimowierstwo (jako ogólnie pojmowany system wierzeń etnicznych oraz religii bezpośrednio do nich nawiązujących). W przypadku większości pierwotnych wierzeń etnicznych, za bardziej obiektywne uznane jest też użycie terminu określającego system wierzeń z przymiotnikiem określającym jego pochodzenie np. "politeizm słowiański".


[youtube][/youtube]
"ŚWIADOMOŚĆ jest jak wiatr,
o którym można powiedzieć, iż wieje,
ale nie ma sensu pytać o to,
gdzie jest wiatr, kiedy n i e wieje."


_________________
Z Foresta Gump`a"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Metafizyka i kosmologia”

cron