Re: Zmienanie siebie w związkach

1
Jak bardzo można się dla kogoś w związku zmieniać? Gdzie kończą się nasze wady i kompromisy w ich usuwaniu, a zaczyna ingerowanie w istotę naszej osoby, w charakter? Jak wiele możemy poświęcić w relacji z drugim człowiekiem przystosowując się na tyle by móc nazwać to udaną relacją? ;) Jak wiele możemy od partnera wymagać "poprawek"? Na pewno nie można powiedzieć, że człowiek nie musi w sobie nic zmienić będąc z drugą osobą. Jakie jest Wasze zdanie?
Ostatnio zmieniony 13 mar 2010, 16:17 przez lufestre, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Zmienanie siebie w związkach

2
Jesli spodziewasz sie zmian i poprawek ze strony partnera - to bedziesz bardzo dlugo czekala. Nikt nie jest w stanie prawdziwie zmienic innej osoby. Oczywiscie, ktos moze pojsc na kompromisy czy udawac cos dla swietego spokoju - ale jak dlugo to potrwa? Chcesz zmian w zwiazku? - patrz na siebie i co ty mozesz zrobic. I nigdy,nigdy, nigdy nie mow sobie:"on mnie kocha i on sie dla mnie zmieni"! :tuli:
Ostatnio zmieniony 13 mar 2010, 17:41 przez Krystek, łącznie zmieniany 1 raz.
Krystek
"Artificial intelligence is no match for natural stupidity."

Re: Zmienanie siebie w związkach

3
W KAŻDEJ sytuacji trzeba być po prostu sobą. Ja wiem, że ludzie tak nie robią, że chcą zadowolić partnera, pokazać mu się z innej, "lepszej" strony, że są w stanie zrobić dla niego dużo i ROBIĄ to!

Ale, robiąc to dla niego (dla niej, to działa u mężczyzn wobec kobiet też), nie robią NIC dla siebie. Przyjdzie moment, że znuży ich takie "granie"... Efektu nie osiągną, a partner(ka) powrót do normalności uzna właśnie za zmianę, niekorzystną...

W każdej sytuacji trzeba być sobą, nie usiłować żyć dla kogoś, a dla siebie. Dawać komuś to, co się faktycznie ma, a nie to, co chciałoby się mieć...

Korygować partnera? Zawsze trzeba mówić, co nam się w kimś nie podoba, ale ja tu widzę inna pułapkę... oczekiwania. Lufestre, im mniej, tym bardziej udany związek... Najbardziej udane związki są te oparte na miłości bez oczekiwań. Może to i wygląda paradoksalnie, ale prawdziwa miłość nie jest "zaborcza" i nie oczekuje niczego dla siebie...
Ostatnio zmieniony 13 mar 2010, 18:14 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Zmienanie siebie w związkach

4
Ale chyba trzeba mieć jakieś oczekiwania- np żeby partner nas dobrze traktował... Istnieje pewien zestaw oczekiwań, który musimy mieć jesli nie chcemy by druga osoba była w stosunku do nas nie w porządku. Jeśli będzie się wszystkiemu pobłażać to ktoś moze to podświadomie lub świadomie wykorzystać. Wchodzi więc na to, że albo ktos do nas pasuje albo powinniśmy sobie dać spokój (?)
Ostatnio zmieniony 13 mar 2010, 18:31 przez lufestre, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Zmienanie siebie w związkach

5
Najbezpieczniejsze, najbardziej rozsądne jest podejście: nigdy po nikim nie spodziewaj się zmian - jeśli już, to tylko na gorsze ;) Unikamy wtedy wielu zbędnych rozczarowań.
A jeśli ktoś, na samym starcie brnie w myślenie, że np. miłość, wspólne zamieszkanie itd. zmienią charakter drugiego człowieka, to należy bić na alarm i wypić potężną szklanicę lodowatej wody.
Ludzi kochamy raczej nie za coś (a na pewno nie za to kim mogliby być), a mimo czegoś.
Jeśli są cechy, które nam bardzo przeszkadzaja, które chcielibyśmy z kogoś wyrwać z korzeniami najlepiej, i nie daj boziu mamy nadzieję, że nam się to uda, to uważam, że popełniamy wielki błąd. Ja wiem, że mozna swoją obecnością, uczuciem odmienic cudze życie, tylko są pewne granice, które każdy człwiek przekracza sam. Mozna ciagnąć kogoś całe życie za sobą, mozna kogos popychać do zmian-może nawet będzie pozornie wszystko grało. Tylko to nie o to chyba chodzi, żeby ciagnąć i popychać, ale żeby iść obok siebie-ramię w ramię.
Mozna walczyc z czyimś bałaganiarstwem, z zamiłowaniem do nadmiaru zakupów-takie oklepane z życia codziennego. ale nie mozna np. wymagać, żeby ktoś lubił ludzi, spotkania z nimi, bo ja lubię.
"Nie szukaj osoby, z którą możesz żyć, ale tej, bez której żyć nie możesz" - to taka kwintesencja akceptacji dla mnie.
A tak na marginesie-dla mnie wszyscy, którzy decydują się na małżeństwo i przede wszystkim na zakładanie rodziny (czli mniej lub bardziej, ale planują potomstwo), obowiązkowo powinni zamieszkać ze sobą wcześniej. Myślę, że wiele par, nim ich życie bardziej się pokomplikuje albo nauczyłoby się żyć razem (na zasadzie naturalnych kompromisów wynikajacych z codzienności) albo szukałoby swojego szczęścia gdzie indziej.
Ostatnio zmieniony 13 mar 2010, 18:32 przez kszynka, łącznie zmieniany 1 raz.
Dobre momenty jak fotografie, zbieram w swej głowie jak w starej szafie ...

Re: Zmienanie siebie w związkach

6
lufestre pisze:Wchodzi więc na to, że albo ktos do nas pasuje albo powinniśmy sobie dać spokój (?)
Właśnie. Dobrze napisane. Albo do siebie pasujemy, albo nie. I to trzeba zrozumieć już na początku. Zmiany? A czemu ma mi zależeć na tym, żeby mój ukochany dla mnie przestał być sobą? Rezygnacja z bycia sobą-to więzienie. Kiedy kochamy kogoś, kochamy go nie za to, jakim jest, ale pomimo jego wad. I Tyle :kwiatek:
Ostatnio zmieniony 13 mar 2010, 18:51 przez kasia88, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Zmienanie siebie w związkach

7
Chyba najgorsze, co może się przytrafić, to związać się z kimś w nadziei, że nasza miłość i cierpliwość go odmieni, a potem po latach, zorientować się, że zmarnowaliśmy życie lub sporą jego część na wiarę w złudzenia. Z drugiej strony wiele osób dojrzewa z czasem i potrzebują do tego wsparcia bliskiej osoby. Jak zwykle trzeba znaleźć złoty środek i samemu zdecydować, co da się przeskoczyć, a co w ogóle nie rokuje na przyszłość.
Trzeba pracować nad tym, co dla drugiej strony jest irytujące i nie do zaakceptowania, bo robimy to też dla siebie (dla naszego związku, który wart jest tysiąc razy więcej niż np. jakiś nałóg albo przykra dla otoczenia cecha usposobienia), a nie przeciw sobie. I dobrze jeśli partner sugeruje zmiany (byle nie za nadto i zbyt napastliwie), bo to znaczy że nie stoi się w miejscu z hasłem- "jak kiedyś nie wytrzymam, to od niego odejdę", a tworzy coś trwalszego, co wymaga pracy i ustępstw :)
Ostatnio zmieniony 14 mar 2010, 21:46 przez Sailor, łącznie zmieniany 1 raz.
Każda cząstka elementarna w kosmosie ma swoją antycząstkę. Razem tworzą parę, są identyczne, ale się nie tolerują. Jeśli zanadto zbliżą się do siebie, ulegają zagładzie i zamieniają w światło.
Majgull Axelsson
ODPOWIEDZ

Wróć do „Psychologia”

cron