Nie jestem pewien czy nie zepsuję dyskusji moim nagłym wpisem, ale mimo wszystko zaryzykuję.
Ja moją pierwszą miłość (i jak dotychczas jedyną) poznałem mając 15 lat. A nawet 8. W jaki sposób? Ojciec zabrał mnie w tak młodym wieku na urodziny córki przyjaciela. Szła niedługo do szkoły i dostała od nas piękną sukienkę. Spędziłem z nią całą noc walcząc o poduszkę i kołdrę. Czysta nienawiść w tym wieku rodzi mocne uczucia w późniejszych latach.
Zapomniałem o niej na kolejne lata. Wreszcie, będąc młodzieńcem, dostałem telefon od ojca żebym przyjechał do niego, ponieważ ma dla mnie niespodziankę. Tą niespodzianką była owa dziewczyna, teraz już 14-letnia panna. Zabawne to wszystko jest, ja, chłopiec o dużej tuszy, zarośnięty (strach przed goleniem?) ukryty za bujnymi włosami i jedzący kebaba. Tak, porywający widok. Mimo wszystko w jakiś sposób zdołałem ją rozbawić i przyciągnąć do siebie. Spotkaliśmy się później kolejny raz, i kolejny i jeszcze raz. Nigdy nie zapytałem czy jesteśmy parą, to jakoś tak samo się stało. Dla niej też zmieniłem się z powyższego faceta w coś bardziej przypominającego istotę ludzką.
Niestety, nie wszystko trwa wiecznie. Różnica charakterów sprawiła, że nie jesteśmy ze sobą od paru lat. Jednak do dzisiaj pozostaje ona moją pierwszą i jedyną miłością. To moja jedyna dziewczyna w życiu i po tym doświadczeniu nigdy nie zastanawiałem się nad szukaniem kolejnej. Swoje przeżyłem, dobre i złe.